sobota, 28 lutego 2015

6. W obozie za lasem

Dzisiaj sobota, a z nią kolejna notka. Bardzo się cieszę że podoba się wam moje opowiadanie. Niestety dzisiaj jest mój przed ostatni dzień ferii. Nie będę miała zbytnio czasu na pisanie rozdziałów na zapas. Na szczęście mam ich jeszcze trochę. W tym rozdziale nic się nie dzieje i jest jakiś nudny, nie jestem z niego zadowolona. Ale nie będę was tu zanudzać i zapraszam na notkę.
Miłego czytania!



Yami wzięła głęboki wdech. Na te wspomnienia zrobiło jej się ciepło na serduszku. Po chwili las zaczął się kończyć. Gdy minęli ostatnie drzewa, Yami zobaczyła obóz. Między namiotami przechadzali się ludzie. Kiedy dwójka szamanów była w zasięgu wzroku obozowiczów, zwrócono na nich szczególną uwagę.
-Hao-sama!- krzyknęła mała dziewczynka przytulając się do ognistego szamana- Kto to Hao-sama?
Mała wskazała na dziewczynę o przerażających wężowych oczach.
-To moja stara przyjaciółka, Yami.-oznajmił wszystkim którzy akurat przyszli
-Stara?! Jeszcze czego! Emeryt się odezwał!- oburzyła się dziewczyna zakładając ręce.
Obozowiczów zdziwiła jej zuchwałość. Jeszcze ten łobuzerski uśmieszek! Nikt przecież (chyba że mu życie nie miłe) nie mówi w ten sposób do mistrza Hao. Szamani przygotowali się na to że rozjuszony mistrz ją zaatakuje. A tu niespodzianka. Wyżej wspomniany tylko uśmiechnął się przyjaźnie.
-To może tak. Moja dawna przyjaciółka?
-Aha... czyli że teraz jestem tylko koleżanką? Tak?!
Chłopak złapał się za głowę. Przecież czego on nie wymyśli ona znajdzie na to jakieś "ale". Zaczął myśleć nad poprawieniem swojej wypowiedzi i już miał się odezwać gdy...
-Ehh lepiej nic nie mów - Yami machnęła na niego lekceważąco ręką
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Cóż, takiej reakcji się nie spodziewał. Ale wtedy na znudzony wyraz jej twarzy wkroczył niebezpieczny uśmieszek. Błyskawicznie znalazła się przy chłopaku i zaczęła mierzwić mu włosy. W końcu udało mu się opędzić od szybkich rączek dziewczyny.
-Dobra starczy- zarządził- Czy przygotowaliście namiot tak jak wam kazałem?
Jego uczniowie tylko kiwnęli głowami. Hao pociągnął dziewczynę i postawił przed jednym z większych namiotów.
-Tu śpisz.- oznajmił - Ja idę coś jeszcze wyjaśnić swoim uczniom
Powiedziawszy co wiedziawczy odszedł w stronę centrum obozu. Yami bez wahania wkroczyła do namiotu. Nie było w nim nic ciekawego. Materac i coś w rodzaju szafki na różne rzeczy. Uśmiechnęła się do siebie przebiegle i zniknęła. Po chwili była już z powrotem. Przez ramię miała przerzuconą torbę wypełnioną różnymi nowymi rzeczami. Zabrała się za rozpakowywanie. Hao  tym czasem wyjaśniał uczniom kilka nowych zasad. (Nie ma to jak szkolenie BHP ^^) Tymi zasadami były między innymi : do Yami jest zakaz zbliżania bez potrzeby (chyba że śpieszy ci się na drugą stronę. Usługi pogrzebowe Yami), nie zawracać jej głowy i w ogóle jej nie denerwować.

niedziela, 22 lutego 2015

5. Tysiącletnia przyjaźń.

Hejka! Dzisiaj kolejna notka! Cieszę się że podoba wam się moja historia. I Anno-medium, jak przeczytam twojego bloga to skomentuje, ale chce przeczytać dokładnie wszystko, a komentarz niedługo się pojawi. Dobrze w takim razie, miłego czytania! :)


Dziewczyna zwróciła uwagę na swojego przyjaciela. Szedł przodem pogrążony we własnych myślach. Może przez głowę przechodziło mu to samo co jej. A może coś innego. Wiedziała że tak samo dużo się w życiu nacierpiał i przez to teraz nie pokazuje emocji. Jest bardzo zamknięty w sobie. Bardzo dobrze go rozumiała. Wtedy przypomniało jej się coś innego.

/Wspomnienie 2/
Mała dziewczynka szła sobie dróżką przez las. W rączkach trzymała kilka dorodnych czerwonych jabłek, które nazbierała jej opiekunka. Na twarzy małej malowała się wielka radość. Kroczyła dumnie dróżką z wielkim uśmiechem na buźce. Jej opiekunka była kilka kroków z tyłu. Z wielką radością przyglądała się swojej podopiecznej. Cieszyła że trafiła na tą pięcioletnią dziewczynkę. Była niesamowita, pojętna, silna i pewna siebie. Droga do tymczasowego miejsca postoju była piękna. Niczym nieskażony las, różne kwitnące leśne kwiaty, młode drzewka i krzewy. Wiele ptaków, których trele nie odstępowały spacerujących. Niedaleko ścieżki znajdowało się nieduże jezioro. Mała postanowiła skręcić na chwile nad zbiornik wodny. Gdy podeszła dość blisko zobaczyła postać siedzącą na brzegu. Ruszyła dość niepewnie do nowej osóbki. Kiedy była obok, usiadła i spojrzała na twarz przybysza. Był to chłopczyk, w mniej więcej jej wieku. Miał długie ciemne włosy i czarne oczy poczerwieniałe prawdopodobnie od płaczu. Nogi miał podciągnięte blisko i obejmował je rękami; niewzruszenie patrzył przed siebie, nie zareagował nawet na to że ktoś się do niego przysiadł. Yami przyglądała się mu z zaciekawieniem. Chciała wiedzieć kim jest i co tu robi sam. Nie miała jednak jak się przemóc by zacząć rozmowę. Postanowiła poobserwować jego zachowanie i reakcje na jej towarzystwo.
-Czego chcesz?- warknął nie odrywając spojrzenia od tafli jeziora.
-Ja?- zdziwiła się trochę Yami- Ja zobaczyłam że tu siedzisz i chciałam zobaczyć ktoś ty. A więc... ktoś ty?
Jej ton był trochę nachalny, co jeszcze dodatkowo zirytował chłopca. Spojrzał na nią wściekły, jego wzrok był przeraźliwie zimny. Dziewczynka lekko się zdziwiła, ale postanowiła dowiedzieć się o co chodzi. 
- Jak się nazywasz?- nie dawała za wygraną.
Chłopiec nie ukrywał zdezorientowania. Zwykle, to ludzie przed nim uciekali lub przepędzali, zwłaszcza od kiedy nie ma z nim Ohachiyo. Ale ona... siedzi ty jakby nigdy nic i nie panikuje nawet pomimo tej nieprzyjemnej aury panującej wokół niego.
-Hao... Hao Asakura.- powiedział niepewnie.
Spuścił wzrok i przyglądał się podłożu. Trawa,trawa i ... trawa, jakie to ciekawe. 
-Yami! Yami Jaakuna.- mała wystawiła rączkę, podała chłopcu jedno z jabłek i posłała mu życzliwy uśmiech. Chłopiec wziął owoc i odwzajemnił uśmiech. Po chwili rozmawiali jakby znali się od zawsze. Doszło do tematu ich widzeń. Okazało się że zarówno Hao jak i Yami widzą duchy i mają przez to kłopoty. Później przysięgli sobie przyjaźń i że będą siebie nawzajem chronić. Potem Yami przedstawiła także Tamamo która do tej pory tylko się przyglądała. Następnie wszyscy poszli do czegoś w rodzaju obozu. Od tamtej pory nie rozstawali się na dłużej. Ich przyjaźń zacieśniała się z każdym dniem.

środa, 18 lutego 2015

Oneshot!

Hej! Dzisiaj postanowiłam zaryzykować i wstawić tu oneshot'a, którego dość dawno temu napisałam. Mam nadzieję że wam się spodoba i że nie wyszedł mi zbyt tandetnie. Dedykuje ten rozdział Marci i Katerine, za to że na bieżąco czytają i komentują moje notki. A teraz zapraszam do czytania! 


Turniej ciągle trwał. Szamani toczyli pojedynki. Jedni wygrywali, inni przegrywali. Akurat większość mieszkańców Dobie było na walce dwóch mniej znanych drużyn. Nagle rozległ się przeraźliwy ryk. Zdezorientowani szamani poderwali się z miejsc. Walczące drużyny uciekły na trybuny. Wtedy na arenę wleciały dziwne bestie. Wylądowały niektórzy szamani utworzyli kontrolę ducha. Bestie przyjrzały się wszystkim szamanom. Ruszyły na grupkę tych którzy jako jedyni nie byli na prawdę wrogo nastawieni. Wrzuciły ich na grzbiety i odleciały.
- Yoh!- krzyknęła zrozpaczona blondynka.

~^~^~^~^~^~








Na niebieskim ptako podobnym stworze, z kolcami na ogonie i rogami na głowie wylądował Yoh. Choco i Lyserg trafili na dwugłowego zielonego z wężowymi zębami. Ren na rogatym fioletowo-czarnym z kolcami na rogach skrzydeł. Horo natomiast trafił na niewysokiego, niskiego, niebieskiego z przerażającą paszczą. Ale nie tylko oni zostali "porwani", na dużym czerwonym stworze z wielkimi rogami siedział Hao.
Horo i Choco darli się w niebogłosy. Reszta natomiast kurczowo trzymała się bestii.
- Zdejmijcie mnie stąd!!- wrzeszczał szaman z północy
-Mogę ci pomóc zejść ale upadek nie będzie przyjemny- warknął na niego Ren
- Hao, wiesz co to za stwory?- zapytał Yoh.
Innych zdziwiło trochę że pytanie skierował właśnie o niego, ale co racja to racja Hao żyje dłużej od nich i na pewno widział więcej.
- Niestety nigdy ich nie widziałem.- odparł szaman.
Lecieli kilka godzin i do tej pory znaleźli sobie w miarę wygodne pozycję. Gdy próbowali dogadać się z gadzianami w temacie celu lotu one odburkiwały coś w rodzaju "zobaczycie". Więc lecieli i lecieli aż dolecieli na mroźne tereny. Wszyscy zmęczeni długą podróżą zostali obudzeni przez lodowaty wiatr. Wtedy dostrzegli coś dziwnego. Wielką lodową górę. Bestie kierowały się wyraźnie w jej stronę.
Gdy dolecieli stwory skierowały się w jakiś tunel. Było tam niemiłosiernie ciemno. Po dłuższej chwili dostrzegli światło na końcu tunelu. Gdy wylecieli zobaczyli coś niesamowitego. Byli w lodowej kopule. Był tam piękny las i pełno skał, jaskiń, jezior i innych cudów natury. Najdziwniejsze było to że wszędzie było pełno tego typu bestii. Nagle usłyszeli gwizd a chwilę potem grzechotanie. Spojrzeli w dół i zobaczyli stojącą na ziemi postać. Trzymała ona w ręku kij zakończony grzechotką i uderzała nim o ziemię. Po chwili odstawiła go na bok a z kieszeni wyciągnęła nieduże urządzenie. Wysunęło się z niego ogniste ostrze którym owa postać zakręciła nad głową. Stwory posłusznie wylądowały przy niej. Gdy szamani byli już na ziemi odsunęli się z bestii na podłoże. Spojrzeli na dziwną postać. Była to dziewczyna z kruczo czarnymi włosami, które od połowy robiły się białe. Były związane w luźny warkocz który prawie sięgał do ziemi. Jej oczy były czarne jak noc. Badawczo przyglądała się przybyszom.
- Co żeście nam tu przytargali?- zapytała stwory kucając.
- Kim jesteś? Co tu robimy?- spytał się Yoh podnosząc się z ziemi, dziewczyna zrobiła to samo.
-I po co nas tu ściągnęłaś?- spytał twardo Ren także stając na równe nogi
- Ja was tu nie sprowadziłam, tylko one. Najwyraźniej stwierdziłże tu jest miejsce dla was.- stwierdziła spokojnie- Aqua!
Na zawołanie przybył czarny stwór. Miał zielono-żółte oczy i niebezpieczne, podejrzliwe spojrzenie.
- Co t t to za stworzenia?- zająknął się Choco
- To smoki.
- Smoki? Nie gadaj bzdur!- oburzył się Horo
- Na świecie jest wiele nieodkrytych sekretów. To jeden z nich. Widocznie chcą zostać z wami.
- Ale to są jakby różne gatunki? Prawda?- zainteresował się Yoh
Fascynowały go te stworzenia.
- Tak. Ten twój to Śmiertelnik Zębacz.
-A nasz?!- wyskoczył Choco który dzielił smoka z Lysergiem
- Wasz to Zębiróg Zamkogłowy. Twój- wskazała na Horo- to Gromogrzmot, a twój to Wander Smok- wskazała na Rena
- A mój?- oburzył się Hao, ponieważ poczuł się jakby zapomniano o jego obecności
- Koszmar Ponocnik, radzę nie denerwować bo ten gatunek ma skłonność do samozapłonu.
Na twarzy szamana pojawił się przebiegły uśmieszek. Spojrzał znacząco swojego smoka i pstryknął go w nos. Bestia zaryczała zdenerwowana a po chwili jego skóra zapaliła się żywym ogniem. Hao wyraźnie zadowolony z umiejętności stwora poklepał go lekko po głowie.
- Mądry smok!- pochwalił swojego zwierzaka
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Ta sytuacja naprawdę wyglądała komicznie.
-A jakiej rasy jest twój smok?- zainteresowa
ł się Lyserg- podczas lotu nigdzie takiego nie widziałem.
- To Nocna Furia. Chyba ostatnia z gatunku.- posłała londyńczykowi życzliwy uśmiech.
- Dobra, dobra! Koniec tych bzdur, odeślij nas do domu!- warknął Ren
- Skoro chcecie wrócić to chodźcie.
Dziewczyna zaprowadziła ich do jednego z korytarzy w skale. Smoczyca dziewczyny rozświetlała mrok odrobiną ognia w paszczy. W końcu zobaczyli naturalne światło na końcu tunelu. Był to wylot z góry lodowej. Dziewczyna rozejrzała się po okolicy. Właśnie trwała straszna wichura. Mruknęła coś pod nosem a potem zawróciła. Szamani wymienili się zdziwionymi spojrzeniami.
- Ej! O co chodzi?- zdziwił się Choco
- Nie wrócicie teraz.- odparła spokojnie
W oczach szamanów błysło zdezorientowanie i ... strach?
- Jak to nie wrócimy?- oburzył się Ren
Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- Ponieważ trwa burza wiatrów, Północnego i Południowego. Smoki przez to nie przelecą.
- A moja kontrola ducha?- spytał z wyższością Hao
Dziewczyna zastanowiła się chwilę, potem odparła.
- A więc szamani... Jest tylko jeden mały problem. Duchy pewnie dopiero po chwili ruszyły w pościg więc nie znajdą drogi do smoczego sanktuarium. Mgła po drodze zmyli każdego, tylko nie smoka.
Zrezygnowani ch
łopacy spuścili głowy. Nic nie można zrobić. Duchy ich nie znajdą. Smoki ich stąd nie zabiorą. Co tu robić. Wtedy zorientowali się że dziewczyna wraca. Yoh chwycił ją za nadgarstek. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła jego błagalne spojrzenie.
- Pomóż nam- poprosił cicho
Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy. Potem rzuciła jeszcze jedno przelotne spojrzenie na grupę.
- Dobra. Chodźcie...
Szamani bez słowa ruszyli za nią. Byli wdzięczni bo wiedzieli że mogą zostać. Ale jak na razie średnio im się widziało mieszkanie ze smokami.

~^~^~^~

Chłopcy zaczęli się przyzwyczajać do widoku wielkich bestii o poranku. Poznali też Alfę.
- Gdzie nas ciągniesz Crystal? Daj nam już iść spać.- jęczał Horo
Był wieczór, cały dzień poznawali się ze swoimi smokami.
- Ale musicie kogoś poznać! -odpowiedziała entuzjastycznie
Czyżby kolejny jeździec? Szli dróżkami po skalnych półkach. W końcu dotarli na tzw. "punkt widokowy". Rozciągał się stamtąd przepiękny pejzaż okolicy. Ale nie to przyciągało uwagę szamanów. W jeziorze na dole leżał gigantyczny biały smok. Miał wielgaśne rogi z tylu głowy tworzące coś na kształt pióropusza i gigantyczne kły w paszczy.
Ntwarzy Crystal wykwitł promienny uśmiech. Chłopców natomiast zamurowało.
Smok powoli zaczął się podnosić.
- Każde leże ma swoją królową, a to jest król wszystkich smoków! Wielki Oszołomostrach z gatunku alfa!- powiedziałCrys twórczo gestykulując.
W końcu Alfa był na ich wysokości. Dziewczyna i smoki lekko się skłonili. Chłopcy natomiast stali z jadaczkami na ziemi i przyglądali się wielkiemu smokowi. Ten chuchnął w nich lodowym oddechem. Szamani zostali pokryci szronem.
- Lubi was!- zachichotałCrystal
Chłopaki po chwili dopiero oprzytomnieli. Otrzepali się i wydukali ciche "wow...".
-Każdy smok ma swoje sekrety. Pokaże wam je wszystkie.- zapewniła
Tak zaczęła się ich przygoda w smoczym leżu.
~^~^~^~
Pewnego wieczoru siódemka nastolatków siedziała przy ognisku na klifie. Otoczeni przez dziwne gady. Dokazywali, śmiali siężartowali. Miło spędzali czas.
-Heh... Burza już dawno minęła, czemu nie wracacie?- spytała ciemnowłosa dziewczyna. Chłopcy od razu spoważnieli. Rzeczywiście, od ich przybycia minął już miesiąc. Ale też do tej pory nie dostali żadnej wiadomości o walkach.
-Dzwonki Wyroczni milczążadnych informacji o turnieju, to po co mamy wracać, musimy się jeszcze trochę podszkolić.- wyszczeżył się jeden z bliźniaków którzy byli w owej gromadce. Jak na komendę rozległ się okropnie wysoki dzwięk. Wydobywał się z małych użądzonek które już dawno zostały zapomniane przez ich właścicieli. Teraz głośno przypominały o swoim istnieniu.
-No to wykrakaliście- jęknął niebieskowłosy chłopak

~^~^~^~

W małym miasteczku gdzieś w Ameryce facet z dziwną fryzurą rozpaczał nad zaginionym mistrzem. Wiadomości o walce obudziła na nowo rozpacz w jego sercu (jak poetycko mi to wyszło 9.6). Pewna blondynka w czarnej sukience siedziała przy stole i popijała herbatę. W końcu nie wytrzymała tych lamentów.
-Ryu! Albo się zamkniesz albo zajmą się tobą moje shikigami!- warknęła i uderzyła ręką w stół
Wyżej wspomniany skulił się w kącie by w ciszy użalać się nad losem. Anna tylko lekko westchnęła. Nie pokazywała tego co naprawę czuje. W środku była kompletnie załamana. Ale nie mogła tego pokazać, puki ona sprawiała dość dobre wrażenie reszta też się jakoś trzymała. Mimo że nieraz miała ochotę po prostu się rozpłakać, była silna. Duchy także nie mogły znaleźć swoich szamanów. Widziała nawet jak duch ognia w pomniejszonej wersji wraca z pustymi łapkami z pogoni. Ehh... Ciężko jest, ciężko. Może kontynuowałaby swoje rozważania gdyby coś nie odwróciło jej uwagi. Wielu ludzi uciekało z wrzaskiem przed... czymś. Gdy wyszła na dwór zobaczyła na niebie dziwne bestie. To... To ten same! Te same co porwały chłopców. Ale chwila! Na nich ktoś siedzi; nie widać twarzy. Gdy stwory chciały lądować, od razu były atakowane przez szamanów którzy niezwłocznie utworzyli kontrolę ducha. Stwory zbiły się w ciasną grupę, ale wojownicy stłoczyli się pod nimi uniemożliwiając przysiąście na ziemi. Ale wtedy powietrze przeszył nieprzyjemny dla ucha świst. Spomiędzy bestii wyleciała jeszcze jedna i uderzyła czymś na kształt błyskawicy, powodując rozstąpienie się ludzi ( Mojżesz! *zaciesz* xD). W końcu udało im się wylądować. Wtedy wszyscy zebrani zobaczyli że na grzbiecie każdego stwora siedzi jeździec. Dodatkowo każdy jeździec miał hełm przypominający głowę jego pupila. Poza tym byli trochę dziwnie ubrani. Uprzęże które mocowały ich w siodłach, różne ochraniacze. W końcu osóbka na czarnym potworku zdjęła hełm. Była to dziewczyna z długimi czarno-białymi włosami i czarnymi oczami. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym zwróciła się do reszty swojej paczki.
- No przywitajcie się!
Inni zeskoczyli i ściągnęli maski. Jakie było zdziwienie mieszkańców dużej wiochy, gdy zobaczyli znajome twarze. Yoh stojąc przy swojej Wichurce zrobił charakterystyczny wyszczeż. Ren pokręcił głową z politowaniem. Reszta tylko wesoło się uśmiechnęła. Nagle słuchawkowemu zaczęło brakować powietrza. Jego twarz zmieniła kolor, a on sam mało nie zaliczył bliskiego spotkania z ziemią.
-Anno...Już...jestem...możesz...mnie...puścić....- stękał między próbami nabrania powietrza.
Niestety nie tylko Yoh miał dusiciela. Chwilę później Ren i Horo byli w uścisku swoich sióstr. Natomiast Lyserg i Choco łączyli się w bólu przez przytulasa Ryu.
-Hao-sama!- doszedł ich cieniutki głosik.
Opacho przedarła się przez tłum gapiów i popędziła do swojego mistrza. W sumie to praktycznie nikt nie zauważył obecności ognistego szamana. Chłopak wziął małą na ręce i mocno ją przytulił. Aqua wesoło zaburczała, a część jej łusek zaświeciła się na niebiesko przypominając pasy tygrysa.
- No chłopcy! Jesteście na miejscu.- westchnęłCrys
Anna spojrzała na nią badawczo.
- Kim ona jest?- spytała twardo blondynka
-To Crystal. Smocza mistrzyni.- odpowiedział wesoło szatyn
-No weź...-Crys z letka się zawstydziła
-Kiedy to prawda!-do rozmowy włączył się Horo- Nikt się na smokach nie zna lepiej niż ty!
-Przecież wy też dużo umiecie.- próbowała odwrócić od siebie uwagę
- Tylko dlatego że mieliśmy świetną nauczycielkę.- odezwał się do tej pory milczący Hao
Na twarzy Crystal pojawiły się spore rumieńce. Nieprzyzwyczajona była do takiej liczby osób, a teraz gapiła się na nią ta cała przerośnięta wiocha. Nieśmiały uśmiech wykwitł na jej twarzy. Ale nadszedł czas powrotu.
- Muszę wracać.- stwierdziła
Chłopcy posmutnieli. Bardzo się ze sobą zżyli przez ten czas.
-A co ze smokami?- zapytał niepewnie Choco głaszcząc Smiles'a po łbie. Jeźdźcy spojrzeli po sobie, niebardzo wiedząc co zrobić.
-Zabierz je...-rzucił twardo Hao nie patrząc nikomu w oczy
Zdezorientowane i zdziwione spojrzenia powędrowały na ognistego szamana. Włosy opadły mu na twarz dając lekko przerażający widok. Natomiast tylko Crys wyłapała to jak przyjacielowi głos się łamie. Uśmiechnęła się ciepło. Wkońcu chłopcy zostawili na smokach wszystkie rzeczy niepotrzebne im w Dobie. Smoki stanęły za ich ludzką przywódczynią natomiast jej "uczniowie" przed nią. Dziewczyna głęboko westchnęła.
-A macie to co wam dałam?- spytała. W odpowiedzi dostała tylko kiwnięcie głowami.
- Ah... I pamiętajcie. Macie dusze wojowników i serca smoków. Udowodniliście to. Pamiętając o tym nie zapomnicie tego czego się nauczyliście.- powiedziała z ciepłym uśmiechem. Crys pomachała im jeszcze na odchodnym, po czym w biegu wskoczyła w swoje siodło i odleciała razem z resztą smoków z powrotem do leża.
-Wyjaśnicie nam co się stało?- "spytała" Anna
-Może kiedyś, teraz jesteśmy zmęczeni.-stwierdził Yoh szeroko ziewając(*ziew*)
-Narka!- nasza wesoła gromadka pożegnała się z (ku zdziwieniu wszystkich) idącym do swojego obozu Hao. Ten tylko im odmachał, po czym wziął Opacho na barana i znikną w tłumie.
-Wiele się zmieniło.- powiedział lekko nieobecnie Lyserg.
Anna, Ryu, Manta i raszta która nie była na "wycieczce krajoznawczej" przyjrzała mu się badawczo ale nikt o nic nie pytał. Byli jedynie ciekawi czego się nauczyli i co robili wśród smoków.

End Of Part One...