W płonącym budynku pomiędzy językami ognia przechodził pewien człowiek. Stanął przed wielkimi wrotami, przyjrzał im się uważnie po czym westchnął z politowaniem. Drzwi były zapieczętowane nie stanowiącym dla niego problemu talizmanem. Wykonał tylko kilak ruchów dłońmi a wrota wybuchły.
Wewnątrz komnaty z pochyloną głową klęczała dziewczyna. Chłopak podszedł do niej i wystawił dłoń. Dziewczyna podniosła głowę i otworzyła oczy. Krwisto czerwone ślepka ze źrenicami żmiji spojrzały na "wybawiciela". Chwyciła go za rękę a on pomógł jej wstać. Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, niemal nie zauważalny w zadymionym otoczeniu. Oboje wyszli z budynku.
Cała drużyna Yoh plus Wielka Rada stali tam gdzie poprzednio. Teraz wśród płomieni zobaczyli idące w stronę wyjścia dwie sylwetki. Gdy ci w końcu wyszli, nikt nie miał wątpliwości co do sprawcy pożaru.
-Hao...-szepnął szaman z pomarańczowymi słuchawkami.
Obok tego władcy ognia stała jeszcze jedna osóbka. miała kruczoczarne włosy prawie tak długie jak on z końcówkami w kolorze czerwonym. Ubrana była w czarną bluzę, pod spodem miała luźną, czerwoną koszulkę na ramiączkach z czarnym nadrukiem rozdartego krwawiącego serca. Miała też długie białe bojówki i czarne adidasy. Na szyi wisiał platynowy naszyjnik. Wyglądał następująco: kółko i wewnątrz ośmio ramienna gwiazda. Takie same miała bransoletki, po jednej na rękę. Do pasa miała też przypiętą sakiewkę i maczetę ze zdobioną złotą rączką. Gdy zobaczyła strażników jej wredny uśmiech się poszerzył. A spowodował to strach i przerażenie w ich oczach. Oni się po prostu jej bali. O to właśnie chodziło. Mają czuć strach i wiedzieć jak ogromny błąd zrobili więziąc ją (tak się to pisze?). W dodatku usłyszała pewne bardzo satysfakcjonujące myśli. A mianowicie myśli Goldvy
-"Nie to niemożliwe!"
-Nie możliwe ale prawdziwe!- syknęła i wyszczeżyła swoje aż nienaturalnie długie kiełki.- Jeszcze się wami zajmę- oznajmiła i zniknęła wraz z sojusznikiem w płomieniach.
Wszyscy przy tym obecni stali jak wryci. Nikt nie wiedział co myśleć a tym bardziej co robić. Po prostu stali i patrzyli w miejce w którym jeszcze chwilę temu stała dwójka szamanów. Pierwszy z letargu ocknął się Ren.
- Co się tu stało?! Kto to był?!- szturchnął Silve który już mu działał na nerwach tym milczeniem.
-Yami... Yami Jaakuna Dziecko Demona...
A to Yami, tylko strój nie jest dokładnie taki jak w opisie, bo rysowałam z pamięci.
Sorry że nie piszę Komentarzy , ale czytam twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńA wpis super :)
Lepiej rysujesz ode mnie!!!!! Hao hao hao w jakie Ty gówno się wpakowałeś!!!
OdpowiedzUsuńHao: W żadne. Po prostu nudzi mi się.
Ja:Jak zwykle tylko później mnie nie błagaj o jakąkolwiek pomoc a na dodatek Ciebie dobiję
Hao:Oczywiście że tego nie zrobisz przecież mnie kochasz-i pocałował mnie w policzek.
Ja: Zobaczymy
Wracajmy do tematu. Mam nadzieje że będziesz dalej pisać i życzę Ci dużo weny uwierz mi ona jest czasami zwodnicza.
Pozdrawiam Marcia