sobota, 26 grudnia 2015

Świąteczny Oneshot!

Witam wszystkich po długiej nie obecności! Życzę wszystkim wesołych, spokojny świąt spędzonych z rodziną, dużo weny i czasu na relaks i żeby spełniły się wasze wszystkie marzenia!!! I dziękuję tym, którzy czytali, czytają i być może będą czytać moje wypociny! Jesteście dla mnie prawdziwą inspiracją! A teraz zapraszam do czytania!

Noc już czarna, noc ponura.
Straszny nawet cień na murach.
Noc ta trwa już lat tysiące chociaż świeci księżyc, słońce.
Lecz nadzieja też jest dana,
Przyjdzie Mesjasz z woli Pana.
Bożą mocą ludzkości zbawi.
Ale kiedyż on się zjawi?
To ta noc to wszystko zmieni.
Zejdzie wkońcu władca ziemi,
Da nam pokój, zło naprawi,
Już go chór aniołów sławi!

A w niczym niezmąconej nocnej ciszy rozległ się śpiew.
"Gloria, gloria, gloria in excelsis Deo"
Chmury rozstąpiły się, a z nieba zeszły dwie świetliste istoty. Oboje w długich szatach i z pierzastymi skrzydłami. Jedną zwali Meene, a jej towarzysza John.
Podlecieli do dwóch śpiących przy ognisku pasterzy. Jeden o bardzo jasnej cerze i blond włosach zwał się Faust, a drugi o niecodziennej sterczącej fryzurze, Ryu.
-Raduj się o ludzkie plemię, przyszedł Jezus już na ziemię.W dziecka zjawił się osobie, w nędznej szopie On - Bóg-człowiek!- powiedział John z zachwytem.
-Więc czym prędzej pośpieszajcie!- dopowiedziała Meene, lecz odpowiedziała jej tylko cisza.
Anioły jeszcze przez chwilę próbowały zwrócić uwagę pasterzy. Mimo wielkich chęci, ich starania nic nie dały.
-Chyba chorzy oni może? Lub nieżywi?- Zaniepokoiła się Meene.- Nie! Mój Boże! Chrapią!
Anioły spojrzały na siebie niezadowolone.
-Wstawać!- krzyknęli razem.
Pierwszy obudził się pasterz o czarnych włosach uczesanych w dziwną fryzurę, zwany Ryu.
-Co jest? Wróg, szpieg... zwierze!- wrzasnął przerażony.
-Nawet wyspać się nie dadzą?- jęknął drugi o blond włosach, Faust.
-Ale dobrze wam poradzą!- burknął wciąż zniezadowolony John. Nie mógł uwierzyć jak można spać kiedy Bóg przychodzi na świat.
-Toż to jakieś zjawy przecie! Boże drogi, czego chcecie?!- pisnął czarnowłosy wyglądając zza towarzysza.
-O duchowie ze skrzydłami, co wy chcecie zrobić z nami? powiedział swoim melodyjnym głosem Faust.
Wtedy jednak Ryu padł na kolana przed aniołami i zaczął szybko się kłaniać.
-My nic złego nie czynimy, stad strzeżemy, trochę śpimy. Czemu zabić nas tu chcecie?-lamnetował.
-Boże Drogi, co on plecie?-Meene złapała się za głowę.
John mimo że był aniołem to już tracił cierpliwość do nieogarniętego pasterza. Wzią kilka głębokich wdechów, by nie krzyknąć na niego.
-Nie jesteśmy my wrogami, ale z nieba aniołami!- westchnął.
-Wysłał  do was nas Bóg z nieba, bo nownę wiedzieć trzeba wam radosną. W Betlejemie Mesjasz Pan przyszedł na ziemię!- Uśmiechnęła się ciepło Meene i zleciała niżej.
-O, radosna to nowina! Mów gdzie znajdziemy Boga Syna?- zapytał melodyjnie blondyn.
Anioly wymieniły porozumiewawcze uśmiechy.
-Pan w ubogim leży żłobie, bo do wszystkich przyszedł ludzi- zaczęła anielica.
-W stajeneczce w Betlejemie, Bóg w żłóbeczku cicho drzemie- dodał John wskazując w stronę niedalekiego miasteczka.
-Więc już dłużej nie zwlekajmy, do Betlejem pośpieszajmy!- zawołał Ryu i ruszył przed siebie.
-Czekaj, bracie, no a stada?- zapytał Faust.
-Niechaj nimi Pan Bóg włada!- Trójkę doszedł krzyk majaczącej na horyzoncie sylwetki.
Spojrzęli na siebie zdziwieni, jednak po chwili wzruszyli ramionami.
-Jakieś dary weźmy Panu na ofiary- mruknął blondyn i zaczął grzebać w swoich rzeczach.
-Kto co ma tu najlepszego niechaj weźmie, a do tego swoje serce Bogu złoży. To największy jest dar Boży!- Klasnęła w dłonie Meene.
Lecz już idźcie! Szybko! Prędko! Bo królowie pierwsi klękną i oddadzą pokłon Panu!- zawołał John, który poczuł rywalizację.
Wtedy ni stąd ni zowąd pojawił się drugi z pasterzy, pełen zapału.
-O, niedoczekanie panom! To my pierwsi być musimy, pierwsi czoła swe skłonimy! Wszak historia nas spamięta, żeśmy spali jak bydlęta, zamiast swego witać Boga!
Chwyciwszy swojego towarzysza za ramię, czrnowłosy pobiegł przed siebie, w stronę Betlejem.
Tymczasem w Betlejem wszystko ucichło. Maria dzieciątko swe do snu kołysała, a Józef z radosnym uśmiechem czuwał przy nich. Nawet zwierzęta strały się jakoś pomóc, bo świadome były obecności Boga. Czasem coś przyniosły, a czasem po prostu przytulały się do ludzi pomagając im się ogrzać. Mały Jezusek uśmiechał się do nich, jednak zasnąć nie chciał. Wciąż wyglądał jakby na kogoś czekał.
-Czemu mi, mój skarbie, ciągle zasnąć nie chcesz? Czemu w dal spoglądasz, kogo ci potrzeba? Zaśnij-że mi, zaśnij, moje słonko z nieba- szpnęła mu cicho.
Nagle, w środku nocy doszły ich głosy. Józef zaciekawiony wyszedł ze stajenki i dostrzegł ludzi zamierzających w ich stronę.
-Idzie ku nam, Mario, jakaś karawana- oznajmił po chwili obserwacji.- Myślę że to są królowie, bo po co korony mieliby na głowie?
Stał tak jeszcze chwilę, kiedy dostrzegł jak szybko się zbliżają.
-Zaraz tutaj będą. Lecz oczom nie wierzę! Z drugiej strony biegną też pasterze! Ależ oni pędzą! Czy ich tam kto  goni? Wiesz co, Mario? Królów chcą przegonić! Lecz cóż to?!- królowie także, znać, przyśpieszają! Nic ja nie rozumiem. Wyścig jakiś mają?- Józef wczuł się w rolę komentatora.
Maria westechnęła, spoglądając z uśmiechem na dziecko.
-Nie trwóż się Józefie- do dzieciątka biegną.
-Biegną do Jezusa?- skąd to możesz wiedzieć?- zapytał wracając do środka.
-Anioł mi to mówił. Chciałam ci powiedzieć, ale zapomniałam. Biegną złożyć dary i hołd Jemu oddać. I pewnie chcą zdążyć jedni przed drugimi. Kiedy tu przybędą, zatroszcz się nad nimi.
Józef z uśmiechem skiną głową i poszedł po wodę dla nadchodzących gości. Gdy wrócił cała piątka przybyłych łapała oddechy po wyścigu. Wkońcu odezwał się czarnowłosy pasterz:
-Ha, jesteśmy pierwsi!
-Ledwieśmy zdążyli...-wysapał jego towarzysz.
-Żeście tu wygrali, temu zawdzięczacie, że koron tak ciężich na głowach nie macie!- Oburzył się fioletowowoły król.
-No i to, zabrania nam też etykieta, by król miał przez pole latać jak rakieta!- dodał drugi o niebieskich włosach.
-Dlategośmy dla was tutaj wygrać dali!- dopowiedział trzeci z afro.
Tak właśnie rozpętała się wojna na słowa i argumenty między królami, a pasterzami. Anioły załamały się. Jak oni tak mogą?
-Czyście się czegoś po drodze napili? Do Jezusa szliście dary złożyć. Więc mi się nie kłućcie i zaraz pogódźcie!- jęknęła Meene.
-Jezus się rozpłakał od tych waszych krzyków! Pogódźcie sie prędko i bądźcie już cicho!- dodał John nieprzychylnym tonem, wsazując na Małego w oczkach którego błyszczały łezki.
-Pan Bóg przez nas płacze?- wybaczcie, królowie, ot, żeśmy wyścig wymyślili sobie!- powiedział ze skruchą Ryu.
Królowie także przeprosili i w stajence wspólnie dary złożyli. Wtedy dopiero Dzieciątko zamknęło oczka i zanęło.
Niedaleko od miasteczka zwanego Betlejem, widniał wielki zamek. Na jego straży stało wielu świetnie wyszkolonych strażników i pracowało w nim dziesiątki służących. Każda komnata miała swój unikalny plan i żaden nawet najmniejszy obiekt się nie powtarzał. Zdobienia na meblach, ścianach, suficie i wszystkim innym ociekały złotem. Piękne zamczysko było odwiedzane przez najlepszych muzyków, artystów, poetów i uczonych, a wszstko to dla swojej Srebrnej Panienki robił sam król Herod Marco I. Był on władcą silnym i nieustępliwym, a do tego posiadał własne pojęcie sprawiedliwości. Bezlitośnie pozbywał się każdego, kto podważał ideały jego panienki. Fanatyzm króla stał się w końcu jednym z najczęstszych tematów plotek, którymi wymieniała się służba.
Do komnaty Heroda weszła cichutko, drobna kobieta o zielonych włosach. Miała na sobie fartuszek, a w ręku trzymała miotełkę do kurzu. Rozejrzała się i odetchnęła z ulgą, gdy nikogo nie zobaczyła.
-Zmywam, ścieram, sprzątam kurze, u Heroda w dworze służę- zaczęła rymować z nudów, podczas sprzątania.- Jestem tak jakby...hmmm, o dobre słowo! Kwalifikowaną pomocą domową!
Zachichotała cicho i wróciła do swojego zajęcia. Po paru minutach usłyszała odbijające się w korytarzu echo kroków.
-Oho, idzie Herod!-szepnęła.- Wiem ja już co zrobię, szybko w kąciku schowam się sobie. Wiedzieć dobrze co Herod radzi, jest co powiadać potem dla czeladzi. Niech tylko nie myśli kto że podsłuchje! Ja się po prostu... interesuję!
Gdy tylko kobieta schowała się za zasłoną, drzwiy komnaty otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł zmęczony Marco. Właśnie wrócił z obrad urzędników i nawet wizyta u panieniki Jeanne nie uspokoiła go. Opadł na jeden z foteli, cieżko wzdychając.
-Wszędzie zdrajcy, służba droga- zaczął mamrotać pod nosem.- Każdy pragnie abdykacji! Wciąż chcą tej tam-demokracji! Nie pozwolę! Jestem królem! Panem świata i wogóle. Kto na drodze mej dziś stanie, straszną karę wnet dostanie!
Król zatracony w swym monologu i rozmyślaniach nie zauważył zbierającego się w najciemniejszym kącie pokoju, czarnego dymu. Po chwili wyszła z niego mroczna postać. Był to chłopak, wyglądający na dużo młodszego od władcy, o brązowych, długich włosach. Ubrany był na czarno, a całą jego postać charakteryzowały czerwone rogi na głowie. 
-Brawo, brawo, mój Herodzie, silne rządy są dziś w modzie!-Zaklaskał młodzieniec, podchodząc biżej.
-Ktoś ty?! Jakżeś się tu dostał? Pilnowania dałem rozkaz!- krzyknął przestraszony blonyn, zrywając się z fotela.
-Więc rozstrzelać rozkaż straże! Bo, jak widzisz, ja tu włażę. Tyle że to nic nie zmieni, bom ja panem świata cieni. I jak zechcę, tak tu stanę! Zwą mnie diabłem vel szatanem!- powiedział gość kłaniając się.
-Boże! Diabeł!!- wrasnął już całkiem przerażony Marco.
Wyciągnął szable i wycelował nią w stronę wysłannika piekieł. Ten jednak nie przejął się tym, na co wskazywał wciąż obecyn na jego twarzy uśmieszek.
-Po co wzywasz tu imienia niebieskiego? Jam jest twoim przyjacielem! Dogadamy się kolego- zagadnął wesoło szatyn.
-O czym będziem rozmawiali?- Zdenerwował się okularnik.- Idź precz! Niech cię piekło spali!
Diabeł wywrócił tylko znydzony oczami i odwrócił się plecami do rozmówcy.
-Nie chcesz dzisiaj ze mną mówić... Trudno, to cię może zgubić. Cóż! Niech włądzę biorą młodzi!- zaczął kierować się w stronę wyjścia.
-Czekaj, czekaj! O co chodzi?- zapytał zdezoriętowany blondyn.
-Nic takiego... tylko tyle żeś już królem tylko chwilę.-Machnął ręką długowłosy.- Nowy król wnet zacznie władać. Chciałem pomóc, nie chcesz gadać. No to trudno, cześć frajerze!
Diabeł zaśmiał się wrednie i znowu ruszył do drzwi. Herod zawachał się przez chwilę, ale zaraz oprzytomniał. Nie mógł stać bezczynnie, kiedy jego chcą obalić! A co by się stało z paniennką Jeanne, gdy go zrzucą z tronu! Nie mógł na to pozwolić!
-Nie, nie! Czekaj! Mówiąc szczerze, to był żart, mój panie czarcie! Cóż to- nie znasz się na żarcie? Siadaj, proszę! O co chodzi? Jaka władza? Jacy młodzi?- zapytał uprzejmie.
Szatyn odwrócił się do niego i obdarzył z pozoru uprzejmym uśmeichem. Król ku swojemu nieszczęściu, nie dostrzegł niebezpiecznego błysku w oczach rozmówcy. Wysłannik piekła skorzystał niemal od razu z zaproszenia i rozsiadł się na miękkiej satynowej sofie.
-Powiem więc bez lania wody. Jest na świecie już król młody. W Betlejemie się narodził...- Wypowiedź diabła została przerwana głośnym śmiechem.- O co ci znów, kurde, chodzi?! 
-W mym kólestwie nowa władza? Panie szatan, pan przesadza!
W Betlejemie- diabełeczku. Mam agentów w tym miasteczku! Wciąż przynoszą mi nowiny i nie ma groźnej tam dzieciny!
Szatyn w tym momęcie naprawdę zaczął się zastanawiać jak ten idiota dostał się do władzy.
-Przestań mnie ty denerwować! Z kim ja muszę tu pracować!- westchnął zażenowany i oparł głowę o rękę.- Myśł troszeczkę! Myśł o chwili gdy trzej królowie tu przybyli!
Herod zastanowił się przez chwilę, a w jego oczach wręcz odbijał się napis "loading".
-Owszem byli...-mruknął po chwili, błądząc spojrzeniem po suficie.- Powiedzieli że jakiegoś króla chcięli uczcić niskim swym pokłonem i za gwiazdy szli ogonem. Nie, nie byli niebezpieczni. TO wariaci jacyś śmieszni!
Diabeł ostatkiem swojej woli powstrzymał się od uderzenia czołem w stół.
-Toż to głupek! Tępa strzało! Trzech ich naraz zwariowało?! Przyszli oni w twoje ziemie, uczcić króla w Betlejemie! I uczcili! Darem złotym! Nie wiedziałeś głupcze o tym?!
Mężczyzna pobladł tak, że jego twarz była prawie tak jasna jak jego mundur. Osunął się na krześle i ze strachem wpatrywał się w młodzieńca, by po chwili wyskoczyć na równe nogi.
-Więc naprawdę jest król nowy? Zamach stanu już gotowy? Nie ma więc co dłużej zwlekać! Brać Panienkę i uciekać!- krzyknął w panice blondyn i zaczął biegać niespokojnie po komnacie.- Obym zdążył! Boże drogi! Szybko! Złoto!-no i w nogi!
Szatyn dłuższą chwilę napawał się widokiem roztrzęsionego króla.  Wkońcu jednak musiał zadziałać, więc podpierając się o kolana i ciężko wzdychając wstał. Podszedł spokojnie do władcy i pchnął go z niezwykłą siłą na fotel.
-Siadaj! Spokój! Po co trwoga?- jęknął znudzony.- Po co zaraz wzywać Boga! Słuchaj dobrze, ten król to przecie jeszcze małe dziecię! Nim dorośnie, by ci wadzić, możesz teraz je tu... zgładzić!
Okularnik spojrzał zdziwiony na rozmówcę, jakby zapominając z kim ma doczynienia.
"Wzdrygam się, gd on tak gada... O, szatańska jest to rada..." pomyślał.
-Gdy władza zagrożona... Trudno, rzecz postanowiona! Niechże, zgnie król ten nowy! Już na zbrodnię jam gotowy!- powidział pewnie i stnął dumnie wyprężony.
Czarnooki warknął opadając z sił. Nie sądził że trafi na kogoś takiego. Zmusił się do uśmiechu i podniusł wzrok.
-Stój, poczekaj, miły draniu! Co ty wiesz o zabijaniu!- prychnął z pogardą.- Wszak od tego masz żołnierzy! Im się rozkaz ten powierzy!
Herod skinął głową na znak zgody.
-Słusznie mówisz. Każę zabić wszystkie dzieci! Wszak i jego głowa zleci!
Rogacz ożywił się nieco, gdy do głowy wpłynęła mu wizja mordu w Betlejem. 
-Dobrze mówisz, no, mój królu! Sprawisz ludziom morze bólu! Tak- pomysły was- tyranów gorsze są niż nas- sztanów! A więc zrób tak, spraw się dzielnie!- zaśmiał się i odwrócił tak by okularnik go nie usłyszał.- A zarobisz na patelnie.
Król jeszczę przez chwilę obmyślał szczegóły planu. Gdy był już pewny przyjrzał się jeszcze diabłowi. Ten nic sobie z tego nie robiąc wylegiwał się dalej na kanapie z przymkniętymi oczami i zadowolonym uśmiechem. Postanowił wezwać hetmana. Chwilę później drzwi się otwrzyły, a do komnaty wszedł żołnież. Tak jak pozostali miał biały mundur z długim płaszczem na którym widniał szkarłatny "X".
-Jaki rozkaz jaśnie panie?- zapytał schylając głowę.
-Bierz żołnierzy, nie się stanie!- zagrzmiał blondyn.- Do Betlejem rusz hetmanie i tam wszystkie, bez różnicy, zabij dzieci w okolicy!
-Co mam zrobić?! Jaśnie Panie! Żart to jakiś?! Czy...
-Hatmanie!- krzyknął Marco.- Jasno chyba rozkaz dany! Ma być zaraz wykonany!
Mężczyzna spuścił wzrok i skłonił się nisko. Powolnym krokiem wycofał się z komnaty. Gdy tylko wyszedł diabeł zaklaskał radośnie. 
-Więc korona ocalona! Pójź zbrodniarzu w snu ramiona! Idźże teraz, odpoczywaj, bardzoś się natrudził chyba...
Długowłosy objął okularnika ramieniem (obiecując sobie że je później zdezynfekuje) i zaprowadził go do drzwi sypialni. Kiedy Heron zniknął w sąsiednim pomieszczeniu na twarzy szatyna pojawił sie paskudny uśmiech, a w oczach zapłonęły płomienie.
-I ja także lecę sobie, zrobię kocioł dobry tobie - zasmiał się po czym zniknął w czarnym dymie.
Gdy wszyscy się rozweszli, a wokół znowu zapanowała cisza, z ukrycia wyszła służąca Jagna. 
-A ten Herod- czort wcielony! Wiem już, czemu nie ma żony! Ale nie ma co się chować, trzeba szybko biec, ratować! Ostrzec Marię i Józefa, niech z Dzieciątiem stąd ucieka!
Wymruczała jeszcze kilka nieskłanych zdań krążąc wokoło. Wkońcu jednak uspokoiła się dostatecznie i wybiegła na korytarz. Ktoś musiał donieść o tych piekielnych paktach!
Drogę z zamku do Betlejem przemierzała armia z Hetmanem na czele. Wszyscy uzbrojeni i gotowi. Dowódca jednak wysłał swoich ludzi w miasto, a sam ruszył na obrzeża. Tak mu podpowiadała intuicja. Nawet nie wiedział kiedy zaczął swój monolog.
-U Heroda ja już służę lat dwadziescia, może dłużej, w iluż bitwach zwyciężyłem, ile razy ranny byłem... Nigdy ja się nie poddałem, za Heroda krew przelałem... Zawsze w niego ja wierzłem, życie gotów oddać byłem. No, a teraz tu zdradziecko idę zabić małe dziecko...  Co ja robię? Dobry Boże, po com takiej chwili dożył... Tysiąc dzielnych mych żołnierzy w tej krainie mord już szerzy. Lecz rozkazu ja nie dałem. Sam im dał go król! Widziałem! Nigdy ja się nie odważę? Spełnić to, co rozkaz każe, zabić dziecko . Lecz iść muszę chociaż ból rozsadza duszę.
Nie zoriętował się gdy był już przed stajenką. Wtedy drzwi się otworzyły i pojawili się w nich pasterze. Jeden trzyłam drewniany miecz, a drugi linę.
-Hej pasterze, zejść mi z drogi!- krzyknął do nich Hetman.
-Co też Pana tu sprowadza- zagadnął jeden.
-Rozkaz mi wydała władza- odpowiedział sztywno wojskowy.-Więc zejść z drogi! Nie słyszycie?! Jak nie, zapłacicie życiem! Zabić nawet jam gotowy! 
-Ale Hetman dziś nerwowy... Cóż za rozkaz to szalony przygnał cię tu w nasze strony? 
-Może Ryu, on zdradziecko przybył zamordować dziecko?! 
-Skąd to wiecie?! Zdrada! Zdrada!- krzyknął Hetman.
Już chciał sięgać po broń, kiedy pasterze rzucili się na niego z niebywałą prędkością. W końcu zdarzało się że musięli ganiać za owcami. Czarnowłosy wybił dowódcy szablę jednym płynnym ruchem, a blondyn związał zanim ten zrozumiał co się stało. Wtedy ze stajenki wyleciały anioły a za nimi wyszli Maria z Józefem, oraz królowie i Jagna, która przyszła chwilę temu wszystkich ostrzec.
-Świetnie chłopcy, dawać tego, złego sługę diabelskiego!- zawołała anielica. 
-Patrz ty, kogo zabić chciałeś! Lecz się nieźle wpakowałeś... Lecz co teraz z nim zrobimy... - powiedział anioł przeczesując włosy.
-Teraz wolno go puścimy- zarządziła stanowczo Maria.
-Że jak? Slucham?!- Zdziwili się Faust i Ryu.
-Hej, nic krzyczcie tak, pasterze, bo Jezusa obudzicie i Go jeszcze przestraszycie!- uciszył ich Józef. 
-Dobrze. Cicho już będziemy, ale puścić go nie chcemy!
-Dobrze mówią Mario droga, wszak on chciał tu zabić Boga!- dodała Jagna. 
-Nie On nie chciał krzywdy dziecka! Obca jest mu myśl zdradziecka. Znam ja jego serce lepiej... Matką Boga jestem przecież.- Maria trwała dalej przy swoim.
Józef przyglądał się temu i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zachęcił Hetmana by ten sam powiedział coś na swoje usprawiedliwienie.
-Nie wiem, czy mi uwierzycie... Lecz Przysięgam na me życie, obym się ja nie mógł zbawić, jeśli chciałem go tu zabić... 
-Po coś więc tu do nas przyszedł?- John nie dawał za wygraną.
-Jam ratował Jego życie, aby inny go nie zabił! Jam się właśnie sam tu zjawił!Ja mam honor! Poki żyję dziecka nigdy nic zabiję! Jam żołnierzem jest nie katem!- krzyknął zrozpaczony dowódca.
Po krótkiej naradzie z małżonką Józef zwrócił się do niego z szerokim uśmiechem.
-A więc jesteś nam tu bratem! Puśćcie go mili panowie! Hetmanie, myślę sobie... Zostań z nami jak najdłużej! Wierną służbą, zbawisz siebie!
I tak oto mieli oni kolejnego po swojej stroni. Zaprosili Hetmana do środka i ugościli. Nim położyli się spać, razem zaśpiewali.
Tak więc Jezus ocalony! A nazajutrz, w obce strony! Egipt gościć będzie Boga, ale szybko mnie trwoga i powrócom dni wesela, wróci Pan do Izraela. Bo tu musi ludzi zbawić, zgładzić grzech, swój lud wybawić! I tu umrzeć Mu potrzeba, by otworzyć nam kraj nieba.
Trzeba jeszcze, moi mili, byśmy teraz zobaczyli co z Herodem. Jak króluje? Mówią że coś źle się czuje.
Właśnie w przedsionku piekła dla Heroda wejście szykuje diabeł. 
-Zanim kocioł zmontowałem, cały się aż zasapałem.-westchnął prostując się.- By Heroda dręczyć, warto trochę się pomęczyć!
Wtedy otworzyły się wrota prowadzące do środkowej części piekła, czyli miejsca "zamieszkania" diabłów i pojawiły się w nich dwie postacie. Jedna dziewczyna o wężowych oczach i czarnych włosach z czerwonymi końcówkami. Trzymała za rączkę małą ciemnoskórką dziewczynkę z afro z którego wystawały różki.
-Hao-sama, zimno, ja się studzę!- pisnęła dziewczynka gdy podeszły bliżej.
-A ja strasznie się tam nudzę- prychnęła Yami i opadła na ziemię. Zmierzyła przyjaciela wyczekującym spojrzeniem.
-Nie kręć mi się koło nosa!- syknął Hao, gdy dziewczyna podstawiła mu haka.- Usiąść, patrzeć, obserwować! A ja będę tu pracować.
Długowłosy pstryknął palcami, a wtedy pojawił się kłąb dymu z kórego wypadł Herod.
-No Herodzie, dość już spania!- zawołał do podnoszącego się z zimnej posadzki króla.- Przyszła pora umierania! Jakie winy, taka kara, a twoja się przbrała miara.
Władca zerwał się na równe nogi i rozejrzał się nerwowo.
-Rety, co ty! Hej, szatanie! Co wyprawiasz, co się stanie!?
-Coż Herodku, jak się rzekło: wina, zbrodnia, kara, piekło!- zaśmiał się szatyn wyliczjąc na palcach.- W smole będziesz już królować! Po wiek wieków się gotować!
-Hej! Ja żyje! To za wcześnie!- wrzasnął przerażony blondyn i zaczął się wycofywać.
Wtedy Opacho zaklaskała radośnie rączkami, a przez wrota wpadła do pomieszcenia postać w czarnym płaszczu. Rzuciła się Herodowi na ramiona, a ten poczuł jak opuszczją go wszystkie silły. Postać oderwała się od niego i wepchnęła do kotła, który był przejściem do najgłebszych poziomów piekła.
-Przykro mi, umarłeś we śnie... Już na ciebie czeka piekło! Oj, przyjmiemy cię tam ciepło!
Yami zerwała się na równe nogi i wzięła Opacho na ręce. Obie zaśpiewały:
-Będziemy ciąć Herodka w kosteczki i smarzyć go na skwareczki!
Tak to, zbrodnia nie popłaca! Jaka praca- taka płaca! Człowiek musi popracować, żeby w niebie wylądować. Lecz zostawmy już Heroda. Nie jest nam go wcale szkoda.
Stoi święta tu rodzina, Maria czule tuli syna. Przy Nim inni się zbierali. Pastuszkowie, aniołowie, Jagna, Hetman, Trzej Królowie. Oni byli z nim w potrzebie- Teraz wszyscy są już w niebie! Bo za dobre, święte życie, Bóg nagrodzi nas obficie. Trzeba o tym nam pamiętać, zwłaszcza teraz, kiedy święta są Bożego Narodzenia!

*Gdy opadła kurtyna*
Yoh: Udało się! W końcu!*ściąga kostium Józefa*
Wszyscy: Yeah!
Anna: A tak przy okazji... Gdzie EleCat?
Yami: Szukałam jej, ale niegdzie nie znalazłam.
Choco: Kosmici!!
Hao: *facepalm* Ehh a gdzie ona może być podczas występów?
*otwiera szafę z której wylatuje autorka*
Ja:Eeee... Cześć?
Anna: Przez cały czas TAM siedziałaś?!
*wszyscy odsuwają się na bezpieczną odległość*
Anna:Niech ci będzie... daruje ci... w końcu są święta.
Ja: Właśnie! Wesołych Świąt!
*zbiorowy hug*
Wesołych Świąt!



Za wszystkie błędy przepraszam.
Przepisując po nocy nie miałam siły ich poprawić... ^^'

poniedziałek, 9 listopada 2015

21. Tuż przed trzecią rundą

Hejo! Wiem że znowu nie wyrobiłam się tak się tak jak obiecywałam, ale wychodzi na to że kolejne rozdziały zacznę wstawiać jak będę miała czas, siłę i wenę. Nie chce pisać pod presją że mam to napisać na konkretny termin, bo nie potrafię nic napisać zmuszając się. A więc bez przeciągania zapraszam na rozdział!



Yami wolnym krokiem przemierzała ulice Dobie. Wioska jak zawsze tętniła życiem o czym nie zapominała demonica. By nie wzbudzać zainteresowania miała nasunięty na głowę kaptur. Wzrok przez większość czasu miała utkwiony w  niebie na którym widniał delikatny zarys księżyca. Cieszyła się z tego jak rozegrała ostatnią walkę z ojcem. Teraz gdy swoją demonią stronę zepchnęła na samo dno duszy, czuła się jakby lżejsza i pełna energii. Na chwilę spuściła wzrok, by przyjrzeć się przechodniom. Ludzie, czy szamani, teraz nie różnili się od siebie. Zarówno jedni jak i drudzy pędzili przed siebie za marzeniami i nie raz za złudnymi nadziejami. Demonica co jakiś czas przysłuchiwała się co ciekawszym myślom. No dopóki nie nadepnęła ma łapę Hati'emu. Wilk warknął na swoją panią wyrywając ją z transu.
-Gomen- zaśmiała się dziewczyna spoglądając przepraszająco na zwierzaka.
Futrzak tylko zadarł dumnie głowę do góry i kontynuował spacer skocznym krokiem. Wężooka obdarzyła ciepłym spojrzeniem swojego towarzysza, gdy uświadomiła sobie jak ten wyrósł. Zanim wyjechała był dużo mniejszy, a teraz wyglądał już prawie jak dorosły osobnik. Dotarło też do niej jak długo trwa już turniej. Zanim znowu się zamyśliła dostrzegła Hana-gumi. Przyśpieszyła kroku i po chwili dotarła do trójki.
-Cześć wam!- Ściągnęła kaptur, przyciągając kilka ciekawskich spojrzeń.
Czarownice mruknęły niemrawe "hej" nie odrywając wzroku od wystawy sklepowej. Yami nachyliła się nad witryną i nie dostrzegła tam nic interesującego, poza kosmicznymi cenami. Zwróciła się jeszcze raz do drużyny kwiatu.
-Długo tu stoicie?-Próbowała odwrócić ich uwagę od pary butów.
-Od jakiś kilku minut- powiedziała Mari.
Gdy wszystkie trzy skupiły na wężookiej swoją uwagę, ta obdarzyła je uśmiechem.
-A ty nie trenujesz?- zapytała podejrzliwie Kanna.
-Akurat mam wolne- zaśmiała się nonszalancko Yami.
-Jeśli zawiedziesz mistrza Hao! Policzymy się z tobą!- zawołała Mati.
Czarnowłosa mruknęła ciche "Tiaaaa", po czym razem z koleżankami ruszyła w drogę powrotną do obozu.

Yoh kończył powoli swój przydział pompek.
-Jeszcze dwadzieścia...- sapnął.
Gdy została ogłoszona kolejna runda Anna zaczęła przechodzić samą siebie. Prawie cały wolny czas szatyn i jego drużna spędzali na treningach. Słuchawkowy zrezygnował z używania talizmanu, po tym jak Anna zaczęła im towarzyszyć. Oczywiście Kyoyama nie zamierzała się przemęczać i nadzorowała chłopaków siedząc na ramieniu shikigami. Asakura wiedział że nieźle by mu się dostało gdyby jego narzeczona dowiedziała się o tym małym treningowym oszustwie. Szatyn westchnął podnosząc się na nogi i rozejrzał się po okolicy. Trenowali na małej polance (litościwa Anna zrezygnowała z ćwiczeń na rozgrzanej pustyni). Ryu i Faust jeszcze robili pompki, a ich trenerka siedziała na kocu pod drzewem i czytała jakieś pisemko, popijając zimny napój. Chłopak ruszył w jej stronę skupiony na butelkach wody leżących nieopodal blondynki. Gdy był już dość blisko dziewczyna rzuciła mu jedną.
-Skończyłeś ćwiczenia?- zapytała, gdy słuchawkowy zaspokoił pragnienie.
Czarnooki skiną głową i spojrzał na Anne wyczekująco. To że właśnie skończył podstawową część treningu, to nie znaczy że miał już wolne. Zwykle Itako dodawała im jeszcze kilka kółek wokół Dobie, albo godzinę krzesełka.
-Możesz już wracać do domu- mruknęła wracając do lektury czasopisma.
-Że co?-krzyknął zdziwiony szatyn.- Ale jak? Żadnych dodatkowych ćwiczeń? Nic?
-A chcesz żeby ci coś jeszcze zadała?- spytała spoglądając na niego znad gazety.
Tu chłopak zaczął tak się plątać w swoich słowach, że sam nawet nie wiedział co chciałby przekazać.
Medium z jego nie mniej roztrzepanych myśli wyczytała, tyle że niezbyt pali mu się na kolejne okrążenia, czy przysiady.
-Chcesz mieć wolne, czy nie? Jak tak to znikaj mi z oczu, bo się rozmyślę!- Anna próbowała zabrzmieć tak groźnie jak się da, ale Yoh bez problemu wyłapał tą tak usilnie skrywaną nutkę żartu.
-Dzięki Anno- powiedział i posłał jej ciepły uśmiech.
Dziewczyna schowała twarz za gazetą.
-Znikaj- zaśmiała się.
Słuchawkowemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko znikną między drzewami i sprintem puścił się w stronę domu.

sobota, 12 września 2015

20. Pakt z Żelazną Damą

Hejo! Ile to już? *przekartkowuje kalendarz* Miesiąc? O.o
*cisza na sali*
Gomen za taką nieobecność. Pod koniec sierpnia nie miałam pomysłów, a potem zaczęła się szkoła i...
Yami: I nie masz żadnego wartego uwagi usprawiedliwienia.
Tiaaaa... ^^' No co ja mogę powiedzieć. Teraz rodziały powinny pojawiać się bardziej regularnie, ale tak co dwa tygodnie. Jako chociaż małe wynagrodzenie dodaje obrazek z Yoh, Hao i Yami. Mam nadzieje że rozdział jak i rysunek wam się spodobają! :)




Dwóch młodych chłopaków przemierzało Dobie żwawym krokiem. Jeden z szerokim uśmiechem i roześmianymi oczami,a drugi ze spojrzeniem wbitym w czubki butów i naburmuszoną miną. Ren niechętnie szedł za Yoh. Że też dał się na to namówić. Czemu on, a nie chociażby Anna. On nie nadawał się do negocjacji, ale jego przyjaciel miał to w nosie. Tak więc panicz Tao dalej podążał za Asakurą, klnąc pod nosem.

Do obozu białych kitli zawitała dwójka szamanów. Oczywiście nie zostali wpuszczeni, a otoczeni przez celujących do nich X-Laws. Oni jednak niezbyt się tym przejęli i cierpliwie czekali aż Marco raczy się do nich pofatygować. W końcu rzeczony blondyn raczył się zjawić. Zmierzył dwóch chłopaków zimnym spojrzeniem. Spotkał się z twardym i nieprzychylnym wzrokiem Rena i pozornie wesołym Yoh. Jednak w oczach tego drugiego, gdzieś tam głęboko dostrzegł tajemnicy błysk. Zdziwił się bardzo, ale w porę oprzytomniał.
-Czego tu szukacie?-warknął, siląc się na twardy ton.
Asakura uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Zastaliśmy Jeanne?-zapytał uprzejmnie.
-Dla ciebie Panienkę Jeanne-synkną nienawistnie.
Chciał dodać coś jeszcze, ale przerwał mu melodyjny głos wyżej wspomnianej. Srebrnowłosa obdarzyła wszystkich jednym ze swoich błogich uśmiechów. Podeszła do przybyszy i przyjrzała im się.
-Zgaduję że przyszliście omówić trzecią rundę turnieju?
Chłopcy skinęli głowami. Żelazna Dama klasnęła radośnie w dłonie i zaprosiła ich do swojego namiotu mimo protestów ze strony Marco. Ren od chwili był kompletnie nieobecny. Wpatrywał się w przywódczynię wapniaków, której powiewające na lekkim wietrze włosy połyskiwały w słońcu. Jego chwilowa niemoc minęła gdy dostał z łokcia od Yoh. Szatyn posłał mu wymowne spojrzenie. Tao zdębiał na chwilę i chciał przywalić przyjacielowi, ale ten przyśpieszył kroku.

Gdy opuścili namiot od razu przybiegł Marco. Wciąż podejrzliwie przyglądał się gościom. Na twarzach całej trójki widniały zadowolone uśmiechy.
-Czyli rozumiem że wszystko ustalone- zaśmiał się Yoh.
-Oczywiście! Liczę na owocną współpracę!- zaświergotała Jeanne.
Blondynowi opadła szczęka. Żelazna Dama zauważywszy to, postanowiła czym prędzej odprowadzić gości do wyjścia z obozu. Pomachała im a pożegnanie, po czym wróciła d siebie.
-Zamknij buzię Marco bo mucha ci wleci- zaśmiała się widząc swojego podwładnego.

-I widzisz, nie było tak źle- zaczął Yoh, gdy byli już niedaleko domu.
Tao mruknął coś niewyraźnego i odwrócił wzrok. Asakura roześmiał się serdecznie widząc reakcje Rena. Nie bez powodu wziął właśnie jego. Przeniósł spojrzenie na błękitne niebo. Na myśl przyszły mu śmiechy jego brata i przyjaciółki. Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł wszystko wyjawić i zrobił by to chociażby taraz. Wiedział jednak że jeśli plan jego i Yami ma wypalić, musi się powstrzymać. Na twarz wpłyną mu ciepły uśmiech. Ren przyglądał się Yoh od chwili i był pewny że na pewno nie rozmyśla on o cheeseburgerach. To na pewno był coś ważniejszego.
-Yoh...-zaczął
-Tak?
-Co ty kombinujesz?- zapytał bez owijania w bawełnę.
Szatyn posłał mu swój firmowy wyszczerz, który jednak nie zwiódł panicza Tao.
-Ja nic nie kombinuję!- zapewnił szatyn pod wpływem spojrzenia fioletowłosego.
Właściciel Basona wciąż nieprzekonany wyraźnie to pokazywał. Słuchawkowy widząc że nie zdziała nic gadaniem, a nic innego nie mógł zrobić, postanowił nie ciągnąć tematu.
-Chodźmy już- rzucił i przyśpieszył kroku.

(oczy Yoh na szkicu dziwnie mnie przerażały O.o)

czwartek, 13 sierpnia 2015

19. Witaj trzecia rundo!

Hejka! Dzisiaj kolejny rozdział! Już od jakiegoś czasu próbowałam się zmusić by go napisać. Te upały mnie wykańczają. Mam nadzieję że wy się jakoś trzymacie! Eh notka znowu krótka, bo ja jakoś nie umiem pisać długich. Dołączam także rysunek Fausta i Mortyego z ostatniego rozdziału robiony na szybko i czysto schematycznie. No a teraz zapraszam do czytania! ;)

Drzewa szumiały cicho, jakby szcząc historie. Ptaki jakby śpiewały ballady. A cała natura była w wyśmienitym humorze. Tą błoga sielankę przerwał dziewczęcy pisk.
-A! Już nie mogę się doczekać!- zawołała Yami i opadła na trawę.
Razem z Yoh siedzieli na wzgórzu i obserwowali Dobie. Hao niestety musiał zostać w obozie i pilnować ternujących uczniów.
-Wiem, powtarzasz to już dziesiąty raz- mruknął przyglądając się spłoszonym ptakom.
Posłał demonicy ciepły uśmiech i biorąc z niej przykład rozłożył się na trawie.
-Mam nadzieję że wszystko pójdzie zgodnie z planem- zamyśliła się- Ale co jak X-Laws się nie zgodzą?
-Uwierz mi że się zgodzą. Już ja wiem kogo do nich wysłać- zaśmiał się Asakura. - Ale wytłumacz mi jeszcze raz jak to jest że to już koniec drugiej rundy?
Jaakuna ponownie się zamyśliła. Nie wiedziała jak ubrać w słowa to co chciała mu przekazać. Wkońcu jednak udało jej się ułożyć sensowną wypowiedź.
-No bo wiesz że Król Duchów dużo wie. On podczas testu na wiejściu sprawdza czy rozwinęliśmy się dość by mieć szanse na zwycięstwo. Ci co wiele się nauczą mają mniej walk, bo Król jest pewien ich mocy. A jeśli nie zauważy u kogoś posępów, po dwóch miesiącach to prawdopodobnie to jego limit. Dlatego słabsi mają więcej walk i nie są one tak nagłaśniane, gdy odbywają się gdzieś na pustyni czy w kanionie. A za jakieś pół godziny pojawi się lista czterech drużyn co przejdą dalej.- Odetchęła po długiej gadaninie demonica.
Chłopak skinął głową i zaczął przetwarzać informacje. Teraz już wiedział czemu jego drużyna tak rzadko walczyła. Byli dość silni by zwrócić uwagę Króla Duchów. Poleżeli jeszcze jakieś dziesięć minut i zaczęli się zbierać. Yoh odprowadził do obozu Yami, a sam ruszył do siebie odprowadzany nieufnymi spojrzeniami uczniów brata i lekko zazdrosnym spojrzeniem Opacho.
-Gdzie żeś się znowu włuczył!- Od progu przywitał go krzyk Anny- Trening! Czekasz na specjalne zaproszenie? Z takim podejściem napewno nie przejdziesz dalej!- Kyoyama była czerwona ze złości.
Chłopak uśmiechnął się nonszalcko. Gdyby tylko wiedziała o planach jego i Yami... Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.
-Hej nie ma co się złościć- szepnął.
Wtedy zadzwonił jego dzwonek wyroczni. Rzucił szybko okiem na to co było na ekranie i podał go narzeczonej. Anna zaczęła czytać.
Uwaga zawodnicy!
Oto lista czterech najsilniejszych drużyn które przechodzą do następnej rundy!
1. Hoshi-gumi
2. Drużyna Asakury
3. Drużyna Rena
4. X-I
Blondyna zmierzyła szatyna uważnym spojrzeniem. Uniosła głowę dumnie do góry i oddała mu dzwonek.
-Masz szczęście- powiedziała.
Już miała sobie iść, gdy w ostatniej chwili się obróciła dając Asakurze buziaka w policzek i zniknęła w pokoju obok. Yoh uśmiechnął się szeroko i pomaszerował do pokoju obok skąd dobiegały pełne radości krzyki przyjaciół.
-Hej!- zawołał i gdy wszyscy na niego spojrzeli kontynuował- Mam pewien pomysł na tę rundę.

piątek, 31 lipca 2015

Nowy blog!

Hejka! Dzisiaj nie przychodzę z rozdziałem, a z krótką informacją. Jak się pewnie domyślacie postanowiłam założyć nowego bloga. Na pewno nie porzucę tego i zamierzam doprowadzić go do końca już bez przerw. No ale nie przedłużając zapraszam na : http://another-side-of-fear.blogspot.com/  :)

poniedziałek, 27 lipca 2015

18. Shikigami z talizmanu

Hejka! Przepraszam ale znowu krótki rozdział. T.T Nie umiem pisać takich "wypełniaczy", a cięgle siedzę nad ostatnimi rozdziałami. Tak już planuje koniec. Ta historia z założenia miała być dość krótka, ale to nie znaczy że zaraz skończe. Do końca historii zostało jeszcze trochę rozdziałów, a planuje kilka urozmaiceń. Pierwszą będą krótkie notki uzupełniające fabułę; coś jak Remix Track. Pojawią się tam naprzykłd: ostatnia rozmowa bliźniaków której nie opisałam. ^.^ A drugą kilka rodziałów dziejących się ok. 20 lat po głównej fabule. Planuję jeszcze założenie innego bloga, bo w głowie mam kolejne opowiadanie. Jest powiązane z creepypasta'mi, ale nie mogłoby zabraknąć w nim także SK. Muszę sie jednak nad nim zastanowić. Ale teraz już nie będę się rozpisywać i zapraszam na kolejny krótki rozdzialik.


Druga runda turnieju wciąż trwała. Większość uczestników sądziła że ona się chyba nie skończy. Nie ma co się im dziwić wkońcu trwała już trzeci miesiąc. Jednak tylko nieliczni wiedzieli że tak naprawdę już niedługo się rozpocznie się następny etap. I to w dość nieoczekiwany sposób.
"Nie ma?", pomyślała Yami wyglądając ostrożnie z namiotu. Już miała wyjść, ale wtedy coś powaliło ją na ziemie.
-Hati!-krzyknęła jak wilczek zaczął lizać ją po twarzy.- Nie jesteś już taki mały!
Zwierzak miał już ponad trzy miesiące i był już całkiem spory.
-Gdzie się wybierałaś?- zapytał Yoh wstając od ogniska.
Podszedł do niej i pomógł jej wstać. Demonica jęknęła coś niewyraźnego. Za każdym razem gdy próbowała dać dyla z namiotu łapał ją Hati.
-To nie fair! Jestem zdrowa, ale zaraz nie będę, bo się duszę w tym namiocie!- zaczęła bełkotać.
Hao dołączył do brata i obaj wywrócili oczami. Wkońcu jednak zdecydowali że pójdą na spacer w trójkę, albo raczej w czwórkę. Wilczek nie zamierzał opuszczać swojej pani. Rozłorzyli się beztrosko na trawie. Rozmawiali na różne tematy, sprzeczali się jak rodzeństwo. Takie chwile były ich ulubionymi, bo czuli że kogoś mają.
-Yoh...
-Tak?
-Zbliża się pierwsza-mruknęła Yami patrząc na zegarek.- zaraz talizman się spali.
Młodszy Asakura sięgnął z ciekawości do kieszeni i wyciągnął już rzeczywiście ledwo trzymaący się talizman. Zerwał się z miejsca jak oparzony. Krzyknął "cześć" i pobiegł w stronę domu. Dwójka która wciąż leżała na ziemi wybuchła śmiechem. Yoh bywał prawdziwym roztrzepańcem i to nie była pierwsza taka sytuacja.
-Dobry miałam pomysł, nie?*
-No to muszę ci przyzać.
Jaakuna poklepała Hati'ego który szturnął ją siadając obok. Wtedy zawiał ciepły wiatr, który rozwiał jej włosy. Pachniał latem. Yami zamruczała i położyła głowę na trawie. Czuła się jakby była w niebie.
-Pamiętasz jakie było moje marzenie w dzieciństwie?-zapytała cicho.
Hao przyjrzał jej się uważnie, po czym uśmiechnął się delikatnie.
-Hai, by usiąść na chmurze.
-Dalej o tym marzę.
Anna siedziała na ganku i oczekiwała chłopaków. Wszystkich wysłała na trening i powinni się zjawić w ciągo piętnastu minut. Jeśli nie, będzie czekać ich kara. Wtedy zza rogu wybiegła cała gromada. Horo ledwo powłuczył nogami, Ryu rył wryzurą po ziemi, Choco już biegł slalomem, Morty i Faust operali się o siebie nawzajem. Jedynie Ren udawał że się trzyma, ale było widać że ma się tak jak reszta. Gdy byli dość blisko padi na schody i nie mieli siły nawet jęczeć.
"Może trochę za dużo im zadałam?" przemknęło Annie przez głowę, ale szybko odrzuciła tę myśl. Wtedy z domu wyszła Tamara z butelkami zimnej wody. Już miała je rozdać, ale Kyoyama zagrodziła jej drogę.
-Gdzie Yoh-warknęła.
Nie było go z resztą skazańców. Jak na zawołanie wybieł on jednak zza jednego z budynków i wolnym truchtem dotarł do domu. Nie było po nim widać najmniejszego zmęczenia, a on sam uśmiechał się od ucha do ucha.
-Gdzie byłeś?
Chłopak uśmiechnął się tylko tajemniczo. Chwycił butelkę wody i mijając narzeczoną szepnął jej do ucha.
-Zaufaj mi.


*Nie wiedziałam jak to umieścić w tekście, więc postanowiłam to napisać tak. Yami ma na myśli pewne zaklęcie przywołujące shikigami. Przybiera on kształt w tym wypadku Yoh i czasem zastępuje go na treningu. Dzięki temu może on spędzać czas z Hao i Yami.

sobota, 18 lipca 2015

17. Powrót i przebudzenie

Hejka! Nie spodziewałam się że na wycieczce będę miała tyle weny. Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję że rozdział się spodoba. Nie wiem co mam jeszcze napisać więc zapraszam do czytania!

Czarnoocy bliźniacy stali na wydmie i zamglonymi spojrzeniami lustrowali horyzont. Ich głowy były wypełnione wieloma myślami, a serca uczuciami. Niepewność i strach walczyły z miłością, przyjaźnią i tlącą się iskierką nadziei. Musieli stawić czoła sytuacją z którym wcześniej nie mieli do czynienia. Musieli dać radę. Razem.
-Nie wiemy kiedy wróci. Czy wogóle żyje-powiedział wkońcu starszy
-Nie mów tak nawet! Poczekam z tobą.-młodszy otrząsnął się lekko z zamyślenia.
-Nie-odparł stanowczo starszy.- Wróć do przyjaciół. Jeśli oni zaczną coś podejrzewać będzie źle; pamiętasz co się stało gdy ona się ujawniła.
Yoh niestety musiał przyznać rację. Od od wyjazdu demonicy i tamtej rozmowie bardzo się do siebie zbliżyli. Niechętnie postanowił wrócić. Jeszcze raz objął brata ramieniem. Hao strzelił palcami, a jego sobowtór zniknął w płomieniach.

Yoh wszedł do domu i od razu przykuł uwagę przyjaciół. Ryu wyjżał z kuchni i uśmiechnął się do niego radośnie.
-Mistrz Yoh wrócił!- oznajmił.
Do przedpokoju weszła Anna i zlustrowała narzeczonego surowym spojrzeniem.
-Gdzie byłeś?
Asakura przyjżał się jej.
-Na spacerze- rzucił wbiegając po schodach.
Kyoyama odprowadziła go zdziwionym spojrzeniem.  Po chwili namysłu ruszyła za nim. Gdy weszła do pokoju, który zajmował Asakura zastała go siedzącego na posłaniu z twarzą ukrytą w dłoniach. Anna westchnęła ciężko i dosiadła się.
-Yoh...- zaczęła.
Chłopak tylko westchnął.
-Wiem że jest ci ciężko- szepnęła.
"Gdybyś tylko wiedziała jak bardzo." Asakura przytulił jednak narzeczoną. Dziewczyna odwzajemniła gest. Trwali tak kilka minut, a potem lekko się od siebie odsunęli.
-Kocham cię Anno...
Kyoyama szepnęła ciche "ja ciebie też".

Biały, świetlisty ptak przymierzał pustynię w poszukiwaniu celu wyznaczonego przez jego szamana. Gdy zobaczył leżącą bez ruchu na piasku osobę zapikował w dół.

Hao zerwał się z miejsca przy ognisku. Jego uczniowie spojrzeli na niego zdziwieni. Asakura wpatrywał się uporczywie w horyzont, jakby czegoś oczekując. I rzeczywiście, po chwili wszyscy dostrzegli wielkiego ptaka zmierzającego w ich stronę. Długowłosy pobiegł w jego stronę i złapał dziewczynę którą ptak wypuścił w jego ręce. Nie czekają na reakcję ze strony popleczników ruszył do pustego namiotu.

-I co z nią?
-Nic nowego. Ciągle śpi...
Do nieprzytomnej dziewczyny zaczęły docierać dźwięki, a także czucie. Słyszała bardzo znajome głosy, jednak nie wiedziała do kogo należą. Po dłuższej walce z samą sobą udało jej się otworzyć oczy. Na początku obraz był jasny i nie wyraźny. Po dłuższej chwili jednak zaczął nabierać kolorów i kształtów.
-Witamy wśród żywych.-Usłyszała ciepły głos.
Rozejrzała się po namiocie w którym się znajdowała. Przez płucienne ścianki przebijały się ciepłe promienie słońca. Jej umysł ciągle był zamglony i nie wyłapywał  wszystkiego. Wtedy przeniosła spojrzenie na dwie identyczne postacie klękające przy jej posłaniu. Dwóch identycznych chłopaków przyglądało jej się z radością w oczach.
-Hej, pamiętasz nas jeszcze?- zapytał ten z pomarańczowymi słuchawkami.
Słysząc to uśmiechnęła się lekko.
-Jak bym mogła zapomnieć- szepnęła zachrypnętym głosem.
Spróbowała się podnieść, ale z powodu braku sił opadła na poduszki.
-Musisz odpoczywać- powiedział Hao próbując ją przytrzymać.
-Zamknij się- warknęła.
Bracia popatrzyli na nią zdziwieni. Yami znowu zaczęła się podnosić. Gdy już siedziała sięgnęła i objęła bliźniaków. Ci oczywiście nie czekając długo odwzajemnili gest.
-Tęskniłam.
Wtedy Asakurowie poczuli rosnący ciężar. Nierówny ze zmęczenia oddech demonicy uspokajał się, a na twarzy został delikatny uśmiech. Hao położył ją z powrotem na posłanie. Wymienili się z Yoh uśmiechami, po czym opuścili namiot.

-Teraz wszystko się ułoży-powiedział z uśmiechem Hao.
Yoh kiwnął głową na zgodę. Obaj spojrzeli w niebo na zaćmienie księżyca.

poniedziałek, 13 lipca 2015

16. Córeczka tatusia

Hejka! To znowu ja! Mam dzisiaj rozdział bardzo krótki, ale nie chciałam już go rozwijać by nic się nie pomieszało. Jest on też w całości napisany na telefonie, podczas wycieczki. Miłego czytania!

Poranny chłód był miłym wyrchnieniem, zwłaszcza z perspektywą gorącego dnia. Yami nie zwracała uwagi na coraz bardziej   przeszkadzające w wędrówce zmęczenie. Szła już dobre kilka godzin przez piaski nagrzewającej się pustyni. Musiała dostać się w odpowiednie miejsce we właściwym czasie. Problemem było jednak to że nie wiedziała gdzie ani kiedy ma się znaleźć. Postanowiła jednak zdać się na intuicję i brnąć dalej przed siebie. Ojciec na pewno się już jej spodziewał.
-Jeszcze trochę...- szepnęła do siebie.
"Ciekawe co robią Tamamo i bliźniacy. Mam nadzieję że Hao da sobie radę z Hati'm. Biedaczek będzie tęsknił; żeby tylko nie przestał jeść." Zamyślona demonica kroczyła rzwawo przed siebie. Nagle jednak przeszedł ją zimny dreszcz.
-To tutaj!- krzyknęła entuzjastycznie.
Przebiegła jeszcze kawałek i ustawiła się na szczycie wydmy. Złożyła ręce jak do modlitwy , a między palce chwyciła talizman. Zaczęła wypowiadać słowa w nieznanym już języku. Wokół niej zawirowało powietrze i odsłoniło okrągłą, kmienną, rzeźbioną płytę na której stała. Jaakuna spostrzegła że dzień i noc zmieniają się w zastraszającym tempie.
-Wpuść mnie wreszcie!- krzyknęła gdy księżyc pojawił się na niebie po raz trzeci. Wtedy z jej oczu blysło światło, a ona sama zniknęła. Został jedynie spalony już talizman.
Obudziła się w zawieszona w nocnej przestrzeni. Rozejrzała się, ale jedyne co widziała to gwiazdy. Nagle dostrzegła białego lwa wyłaniającego się z ciemności. Wyróżniał się także gigantycznymi skrzydłami, podobnymi do tych nietoperzy.
-A więc przybyłaś...
Potężny i głęboki głos przerwał napiętą ciszę. Yami zmierzyła ojca ostrym spojrzeniem.
-Nie udawaj zaskoczonego. Wiem że się mnie spodziewałeś.
-Oczywiście że przewidziałem twoje nadejście. To było pewne że kiedyś zrozumiesz i odwrócisz się od tych podrzędnych szamanów, by do mnie dołączyć.
Yami roześmiała się w głos. Nie mogła uwierzyć że jej ojciec naprawdę tak myśli. Jednak bardziej niepokoił ją fakt że może on mieć dość sztuczek w rękawie by ją przechytrzyć.
-Powiedzmy że nie przyszłam po to czego oczekujesz. Chce negocjować.
Wtedy rozległ się gromki śmiech.
-W takim razie negocjuj z nią. Twoją przyszłością.
Yami odwróciła się przerażona. Za nią stała wielka biała tygrysica, której niebieskie oczy połyskiwały niczym dwa szafiry. Zanim jednak dziewczyna się z orientowała kocica ruszyła na nią, a po chwili dołączył się także jej ojciec. Przygotowała się do walki.

-Yami!- krzyknął długowłosy chłopak zrywając się na równe nogi.
-Co się stało?- zapytał jego brat i leniwie podniósł się z trawy.
Mały szczeniak który leżał obok nich zaczął szczekać na starszego z bliźniaków. Ten jednak nie przejmując się tym zakrecił ręką nad głową. Wokół jego dłoni zebrało się światło, które przybrało kształt ptaka.
-Znajdź ją!
Ptaszysko zerwało się do lotu i zniknęło za chmurami
-Oby nie było za późno...

piątek, 10 lipca 2015

15. "Nawet wojna atomowa jej teraz nie obudzi"

Hejka! Wyrobiłam się! Na szczęście! Ostatnio nie mam głowy do niczego... Tu wyjazd, tu spóźniająca się paczka. No ale udało się ! Jest to chyba jeden z dłuższych rozdziałów i mam nadzieję że wam się spodoba! Miłego czytania! Ps. Przepraszam za błedy nie miałam czasu ich sprawdzić przed wstawieniem. ^^'

Piękna tarcza księżyca górowała nad uśpionym światem. Gwiazdy wesoło migały, jakby pozdrawiając się na wzajem. Delikatny wietrzyk rozwiewał przytrzymywane przez słuchawki włosy szatyna. Yoh już od dłuższego czasu przemierzał las w poszukiwani tamtej polany. Już miał się poddać, gdy po przejściu kilku kroków znalazł odpwiednie miejsce. Usiadł na trawie i spojrzał w niebo. Wtedy usłyszał coś w krzakach, ale było tak ciemno że nic nie widział. Po chwili jedna w cieniu dostrzegł parę czerwonych oczu. Yami podeszła do niego i usadowiła się obok.
-Czemu chciałaś się spotkać?-zapytał Asakura.
-Czułam że będziesz chciał pogadać- wyjaśniła z delikatnym uśmiechem.
Chłopak westchnął ciężko, bo była to prawda.
-Czemu udawałś Yuki?
Jaakuna udawała że się zamyśla, ale tak naprawdę chciała odwlec trochę odpowiedź. Wkońcu jednak darowała sobie takie gierki i przeszła do sedna.
-A czy twoi przyjaciele polubili by mnie gdybym nie udawała kogoś innego?- syknęła cicho.
Yoh spojrzał na nią zdziwiony i lekko przekręcił głowę.
-Ja chciała mieć trochę normalnych znajomych, a wy wydawaliście się tacy mili i otwarci.
Teraz szatyn zrozumiał dokładnie to nad czym tyle ostatnio się zastanawiał. Yami nie była potworem żądnym śmierci ludzi, czy kogoś innego. Chciała mieć przyjaciół, jak każdy. Chłopak objął ją ramieniem i potrząsnłą pokrzepiająco. Yami się nie opierała, a nawet wtuliła lekko w niego. Mruknęła tylko ciche "dzięki braciszku", na co dostała równie cichą odpowiedź "nie ma za co siostrzyczko".
Asakura nie wiedział czemu nagle wężooka stała mu się tak bliska, ale nie przeszkadzało mu to.
-Jutro wyjeżdżam- zakomunikowała nagle.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
-Jak to? Kiedy?- wyprostował się.
-Jutro, bo dzisiaj jest już pierwsza- powiedziała spoglądając na zegarek.
-Gdzie jedziesz?
Yami jęknęła cicho.
-Załatwić coś z tatą...
Yoh odruchowo spojrzał w górę. Że na księżyc? Jak ona chce gadać z ciałem niebieskim? Postanowił nie pytać, tylko zaakceptować.
Nagle demonica ziewnęła szroko i wystała. Była bardzo zmęczona i marzyła tylko o miękkim łóżku. Asakura zrozumiał o co chodzi, wkońcu widział ją na arenie. Pomachał jej tylko na porzegnanie i sam zaczął się zbierać. Zanim jeszcze jednak zszedł z polany zdążył za nią szepnąć:
-W co ty się znowu pakujesz?
Następny dzień był wyjątkowo spokojny. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a letni wiaterek nie pozwalał czuć przytłaczającego gorąca pustyni.
-Tak spokojnie że aż dziwnie-stwierdził Hao rozglądając się po obozie.
Spojrzał na Yami która przysypiała na jego ramieiu. Ostatnio dużo spała, a było to związane z wyprawą do której przygotowywało się i ciało i dusza.
-Nie dotrzesz do niej- powiedziała Tamamo która właśnie usadowiła się w cieniu pobliskiego drzewa.- Nawet wojna atomowa jej teraz nie obudzi.
Lisica miała rację i Hao o tym wiedział, a to dodatkowo go martwiło.
Wierzył że dziewczyna poradzi sobie ze swoją misją, ale i tak martwił się że coś jej się stanie. Zadzieranie z kimś tak potężnym jak jej ojciec , w żadnym wypadku nie byłoby mądre. Nawet król szamanów musiałby uważać. Nie pozostało mu nic oprócz czekania na rozwój wydarzeń.
-Yoh? YOH!- krzyknęła Anna na narzeczonego.
Chłopak był w trakcie wykonywania pompek, ale po którymś razie nie poniusł się z ziemi i tylko wpatrywał przed siebie. Gdy jednak usłyszał głos narzeczonej odrazu dokończył ćwicznie dwa razy szybciej niż reszta.
Ranek następnego dnia był wyjątkowo zimny i wietrzny. Wszystkich szamanów zdziwiła ta dziwna zmiena pogody. Słońce zchowało się za warstwą ciężkich szarych chmur. Brakowało tylko by rozpadał się deszcz.
Yami właśnie mocowała się z paskiem torebki, który ciągle się rozsuwał. Wkurzona dziewczyna zaczęła cicho warczeć pod nosem i nawet nie zauważyła gdy przyszedł do niej starszy Asakura. Chłopak usiadł obok niej na ławce i spojrzał na nią z dezaprobatą. Zaraz ma wyruszyć, a ona przejmuje się jakimś głupim paskiem? Hao chwycił go i jednym szybkim ruchem pociągnął i zablokował w klamrze.
-Dzięki- zawołała Yami przyglądając się torbie.
Szatyn westchnął głośno i trzepnął ją w tył głowy.
-Za co!- krzyknęła wkurzona demonica.
-Yami...- warknął cicho, ale dobitnie.
Wężooka skuliła się lekko.
-Jak możesze być tak bestroska?- zapytał z nutką żalu.- Martwię się o ciebie.
-Przepraszam, ale co ja mam zrobić? Też się stresuje, ale nie chcę płakać.
Hao spojrzał na nią z ukosa i roześmiał się w głos. Demonica posła mu zirytowane spojrzenie.
-Nic się nie zmieniłaś, siostro- wydusił wkońcu Asakura.
Jaakuna rozumiejąc już o co chodzi także się roześmiała.
Niedługo później była gotowa do drogi.
-Uważaj na siebie- jęknął Hao.
-Mówisz to już setny raz- wywróciła oczami, ale z tylko pozorną obojętnością.- Będę, nie zamartwiaj się.
Dziewczyna odwróciła się w stronę pustyni i zaczęła biec. Obok Asakury pojwiła się Tamamo i powiodła wzrokiem za swoją podopieczną.
-Nie idziesz z nią?
-Nie, z nim musi się zmierzyć sama. Nie  mogę jej wiecznie niańczyć- prychnęła lisica.
Hao wiedział jednak że jej zachowanie jest spowodowane zaistniałą sytuacją. Ona także bała się o Yami.
-Zawsze byłaś surową nauczycielką- przyznał.
Wtedy oboje usłyszeli jak ktoś woła młodą Jaakunę. Ona jednak była już daleko i właśnie znikała teleportując się w tylko sobie znne miejsce.
Do dwójki dołączył Yoh, którem z trudem udało się wyminąć uczniów brata. Długowłosy spojrzał na niego wzrokiem mówiącym "co ty tu robisz?".
-Już już ruszyła?- raczej stwierdził niż zapytał.
Tamamo skinęła głową.
-Skąd wiesz że miała gdzieś wyjechać?- zapytał podejrzliwie straszy z braci.
-Powiedziała mi wczoraj, jak się spotkaliśmy. Wtedy gdy wytłumaczyła mi czemu udawała Yuki.- Yoh wypaplał trochę za dużo.
-Jaką Yuki?- Hao spojrzał znacząco na Tamamo.
Kitsune nie zamierzała się jednak tłumaczyć i zniknęła czym prędzej w płomieniach.
Długowłosy popatrzył jeszcze raz na zdyszanego po biegu Yoh. Nie wierzył sam, gdy z jego ust wydobyły się pewne słowa:
-Choć Yoh, musimy pogadać.
Młodszy z bliźniaków kiwną głową i ruszył za bratem do jego namiotu.

środa, 1 lipca 2015

14. "To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało."

Hejo! To znowu ja i tak jak obiecywałam z dłuższym rozdziałem. Miała się tu pojawić jeszcze fragment następnej sceny, ale postanowiłam go umieścić w następnym rozdziale. Ma nadzieję że wyrobię się z następną notką do wyjazdu. Ale bez zbędnego przedłużania. Zapraszam do czytania!

-Tyle chyba wystarczy- szepnęła demonica po skończonej pracy.
Zachichotała i już miała się wycofywać, gdy usłyszała krzyk swojej ofiary.
-Marcooo!- zapiszczała Jeanne ze swojej puszki.
Yami zaczęła się uciekać, gdy zobaczyła wypełzających z namiotów, zaspanych X-Laws. Uśmiechnęła się jednak szeroko, myśląc o pewnej rzeczy.
-Uśmiech!- krzyknęła w stronę białych psycholi oślepiając ich migawką aparatu.
Dzień był ciepły. Szamani w całym Dobie rozkoszowali się piękną pogodą.
-Ej! Patrzcie!- krzyknął Horo wpadając razem z Mortym do restauracji.
Obaj podbiegli do stolika przy którym siedzieli ich przyjaciele i rzucili przyniesioną gazetę na blat. Wszyscy przyjrzeli się miejscowemu brukowcowi o nazwie "Shaman Time". Ren przerzucił parę kartek i zatrzymał się na pewnym artykuliku. Tytułem był napis: Prawdziwe oblicze X-Laws. Do tego był krótki opis:
To ostatnio zastałam podczas wizyty u X-Laws. I ich mamy traktować poważnie? Na zdjęciu obok widniała puszka żelaznej damy ubabrana farbą, a naokoło jej żołnierzyki. Kilku patrzyło w kamerę nieobecnym wzrokiem, a reszta wciąż zaspana i niekontaktująca ze światem próbowała zrozumieć co się stało ich pani. Kładli łapy na wciąż mokrej farbie, przez co byli cali brudni. Chłopcy wybuchli śmiechem, a dziewczyny tylko pokręciły głowami.
-Ten ktoś naprawdę chce ich wykończyć- stwierdziła Pirika popijając sok.
-Masz rację. Ciekawe ile jeszcze wytrzymają- mruknęła Jun.
Reszta wzruszyła ramionami i zaczęła się zbierać do wyjścia. Gdy byli już niedaleko domu zobaczyli Yuki rozmawiającą z Sharoną i jej drużyną.
-Hej dziewczyny- zawołał Yoh gdy byli już dość blisko.
-Przyszlibyśmy wcześniej, ale chłopaki strasznie się lenili- powiedziała Anna.
Cała płeć męska jęknęła chórem "czemu wszystko na nas". Kyaoyama zaprosił gości do środka, a wszyscy jak to w domu wesołej gromadki miło spędzili czas. Chłopcy kłócili się o to kto zostanie królem, dziewczyny plotkowały na wszystkie tematy, a Hati biegał między dwiema grupami, które go rozpieszczały. Nagle zadzwonił dzwonek wyroczni u ekipy Sharony i Yuki.
-Z kim walczymy?- zapytała podekscytowana Milly i zerknęła na dzwonek.
Wszystkie dziewczyny zamarły.
-I co?- spytał w końcu Morty.
Po chwili ciszy krzyknęły:
-Drużyna Gwiazdy.
Wesoła gromadka spojrzała na swoje przyjaciółki ze strachem. Wtedy Ren przypomniał sobie o Yuki. Dziewczyna próbowała ukryć dzwonek za plecami.
-Z kim walczysz?- mruknął jakby od niechcenia.
Wszyscy skupili się na czarnowłosej.
-Właśnie przyjaciółko- dodał Ryu i razem z Choco podeszli do szamanki. Spojrzeli jej przez ramię i zamarli. Na ekraniku widniał napis: Drużyna Tres Magnifique. Gdy reszta usłyszała nazwę spojrzała zdezorientowana na brunetkę. Yuki westchnęła głośno. Końcówki jej włosów i oczy zaczęły przybierać szkarłatny kolor. Źrenice zmieniły kształt na pionowe kreski.
-Yami!- krzyknęli przerażeni.
Demonica podniosła się z kanapy i obdarzyła wszystkich obecnych szerokim uśmiechem. Szamani po chwilowej niemocy dorwali się do swoich medium gotowi do walki.
-Co tu robisz?- warknął Tao.
-Co zrobiłaś z Yuki!?- pisnął Ryu.
Dziewczyna roześmiała się serdecznie i zlustrowała ich poblażliwym spojrzeniem.
-Ja to Yuki, a Hati to nie pies tylko wilk.
Ren nie słuchając jej zaatakował szybkim tempem, a ona jednym ruchem stworzyła tarczę skutecznie się chroniąc.
-Choć Hati, chyba nie jesteśmy tu mile widziani- powiedziała wężooka.
Szczeniak posłusznie wskoczył jej na ręce i razem teleportowali się do obozu znikając w białych iskrach. Nim jednak zniknęło ostatnie światełko Yoh usłyszał jej głos.
-Bądź na tamtej polanie, o północy.
Asakura ciężko wypuścił powietrze z ust.
Wieczorem na arenie miała się odbyć wyczekiwana walka. Hoshi-gumi byli gotowi i czekali na przeciwników. Luchist czytał swoją książkę z którą nigdy się nie rozstawał. Hao pogardliwym spojrzeniem omiótł szamanów na trybunach. Gdy wzrok Asakury zatrzymał się na Jaakunie cicho się zaśmiał. Demonica bowiem na śpiku kiwała się na stopach i gdyby nie Tamamo to zaliczyła by spotkanie z ziemią. Lisica siedziała obok swojej szamanki i albo ją ciągnęła, albo popychała tak by ta się nie wywróciła. Hao wiedział że Yami spędziła całą noc na umieszczaniu zdjęć X-Laws w gazetach. Wtedy jednak przerwał głos sędziego.
-Wygrywa Drużyna Gwiazdy! Walkowerem!
-A więc je zatrzymał- mruknął do siebie.
Yami obudzona nagłym hałasem aż podskoczyła. Straciła równowagę i zaczęła spadać na kitsune. Tamamo u ostatniej chwili zwiększyła nieco swój rozmiar i złapała brunetkę. Jaakuna oczywiście nie przejęła się tym zbytnio i wtuliła się w miękkie futro lisicy. Drużyna Gwiazdy zeszła z areny.

sobota, 27 czerwca 2015

13. Krótka rozmowa

Hej! To znowu ja! Mam nadzieję że ktoś o mnie pamięta.
Yami: Nie martw sie! Nikt nie pamięta
Nie dobijaj mnie. T.T
Yami: Jak nie ja to kto?
Ehhh... Co ja się z tobą mam. Nieważne, wracając do tematu. Wróciłam po przedłużonej przerwie. Planowałam wrócić wcześniej ale ciągle się szkoła wtryniała. Dzisiaj nie mam zbyt długiego rozdziału.
Yami: Chyba przeraźliwie krótki!
Yami...zamknij się z łaski swojej! Następny rozdział będzie dłuższy obiecuję. Teraz gdy zaczęły się wakacje będę miała więcej czasu na pisanie. A i taka mała informacja. Jako że 11.07. wyjeżdżam z przyjaciółką na kolonię do Paryża na dziesięć dni to w tym okresie notki nie będzie. Jednak postaram się wstawić przynajmniej dwie notki do tego czasu.
A teraz nie przedłużając zapraszam na rozdział! ^^


Wieczorem gdy większość obozowiczów była już w swoich namiotach, z ukrycia wyszła rozchichotana postać. Kluczyła między namiotami i już miała znikać w lesie gdy usłyszała jak ktoś ją woła.
-Yami!
Płomień centralnego ogniska wybuchł mocniej oświetlając ją. Demonica zatrzymała się w pół kroku i spojrzała niepewnie na przyjaciela, gdy chłopak odwrócił się w jej stronę.
-Choć tu-poprosił.
Dziewczyna zdziwiona podeszła do niego i spojrzała w jego oczy. Asakura zlustrował ją wzrokiem i mało nie parsknął śmiechem. Miała przypięte do pasa małe puszeczki z farbą, głównie różową. Była gotowa znowu podręczyć X-Laws. Ostatnio oddała dyskretnie im pistolety, które ukradła, bo stwierdziła że byli nudni bez nich. Ale nie zawołał jej po to by omówić z nią plan kawału.
-Dobrze słyszałem że zamierzasz wyjechać?-zapytał.
Dziewczyna na początku zdziwiona, po chwili spuściła głowę.
-Podsłuchałeś moją rozmowę z Tamamo?- szepnęła z nutką żalu.
-Nie chciałem. Ale czemu mi nie powiedziałaś?
Czarnowłosa spojrzała ostrożnie na rozmówcę, jakby się czegoś bojąc.
-Przepraszam, ale Tamamo jest moim stróżem.
Hao skinął na znak zrozumienia. Nie miał jej za złe tego że swoimi zamiarami w pierwszej kolejności podzieliła się z kitsune. Wsumie nie wiedział czemu tak go to tknęło. Może bał się że Jakkuna już nie chce mówić wszystkiego tak jak kiedyś. Może bał się że Yami się od niego odwróci... Jak wszyscy. Chłopak położył jej dłonie na ramionach, a ona podniosła na niego spojrzenie.
-Ruszam za dwa dni o świcie, a wrócić postaram się jak najszybciej. Muszę wyrównać stare rachunki.
-Wierzę że ci się uda, ale i tak się o ciebie boję siostrzyczko.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze-powiedziała uśmiechając się ciepło.
Szatyn odwzajemnił gest i przez chwilę wpatrywał się w jej wężowe paczałki w których odbijały się płomienie ogniska. Była jedyną osobą której ufał.
-O! Ja lecę! Muszę coś zrobić!- powiedziała jakby dopiero sobie coś przypomniała.
Asakura zaśmiał się cicho i odsunął od przyjaciółki.
-Baw się dobrze! Nie przesadź!- krzyknął za znikającą między drzewami Yami.
W odpowiedzi dostał okrzyki bojowe.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Przerwa...

Chciałabym poinformować że jak na razie blog będzie zawieszony. Powodami są brak weny i szkoła. Od jakiegoś czasu nie mam pomysłów na akcje. Do tego dochodzi jeszcze szkoła, która nie ułatwia mi pisania. No ale co się będę rozpisywać. Zawieszam. :( Postaram się wrócić do bloga jak najszybciej, ale niczego nie obiecuje. Pozdrawiam i do zobaczenia za jakiś czas. ;)

środa, 15 kwietnia 2015

12. Potyczka na ulicy

Hejka! To znowu ja! Wiem że notka powinna być w weekend, ale nie miałam pomysłu na rozdział. T.T Ostatnio nie umiem nic napisać, za to na rysunki mam pełno planów. Jednak pomysłów jest więcej niż mam czasu i sił. No ale bywa. A przy okazji chciałam się pochwalić że zostałam laureatką konkursu "Radość pisania". Nie wiem co im się tam w moim opowiadaniu podobało, ale ważne że podobało. No i chciałam podziękować Ksionsze, która złożyła mi życzenia w komentarzu. A i taka informacja dla Elz. Zaczęłam czytać twojego bloga i powiem że jest super! Niestety muszę trochę bardziej ogarnąć bakugany, bo niezbyt czasem wiem o czym np: rozmawiają bohaterowie. Ale gdy już nadgonię anime i doczytam resztę rozdziałów to skomentuję. Naprawdę bardzo mi się podoba i na pewno będę czytać! ^^  No a teraz notka! Z góry przepraszam za błędy jeśli jakieś będą, ale komputer nie zgrał się z telefonem i powstawiał mi kratki zamiast polskich znaków, a bogger zrobił je niewidoczne. -.-


Przez resztę wieczoru, nikt nie poruszał tematu, który tak wzburzył Yuki. Ona natomiast znowu była miła i wesoła. Yoh natomiast odciął się trochę myślami. Ciągle próbował przypomnieć sobie skąd znał to spojrzenie. Jego rozmyślania nie uszły uwadze pewnej blondynki.
Anna podeszła do Asakury i usiadła obok niego na kanapie.
-Co się stało?-zapytała.
Chłopak był tak nieobecny że nie zauważył jej, przez co aż podskoczył
-Nic, a co się miało stać?- odpowiedział nerwowo.
-Jesteś nieobecny i jakoś dziwnie się zachowujesz od kiedy wróciłeś z treningu.
Chłopak uśmiechnął się szeroko, próbując ukryć swój stres, Choć nie za dobrze mu to wyszło. Anna przyjrzał mu się uważnie.
-Jeśli coś cię trapi zawsze możesz mi powiedzieć-powiedziała
Już chciała wstać gdy poczuła jak Yoh ją obejmuje. Mocno przytulił blondynkę.
-Dziękuję Anno.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
-Nie za dobrze wam gołąbeczki?-zaśmiała się Yuki.
Teraz wszystkie pary oczu skierowały się na parę. Na twarzy Kyoyamy pojawił się spory rumieniec. Posłała czarnowłosej wściekłe spojrzenie, ale ta niezbyt się przejęła.
-Oj nie złość się. Pożartować nie można?-zachichotała Yuki.
Anna od razu odsunęła się od chłopaka. Yoh natomiast wyszczerzył się szeroko i przyłączył sie do rozmów. Yuki poszła do siebie dopiero około dwudziestej. Wtedy reszta szamanów została zaginiona do łóżek.
Następny dzień zaczął się całkiem spokojnie. Anna była tak wspaniałomyślna ze odpuściła chłopakom poranny trening. Właśnie wyszli z restauracji po śniadaniu i wracali do domu, gdy minęli się z drużyną Hao. Ci jednak się zatrzymali, ale nie po to by porozmawiać z wesołą gromadką. X-Laws zagrodzili im drogę. Jednak byli oni nieco inni,a mianowicie nie mieli broni. Marco wystąpił dumnie na przód i zaczął swoją wypowiedź.
-Słuchajcie szamani! Boskie światło oświetla nas wszystkich...
Nawijał jeszcze przez chwilę o tym że są oni wysłannikami boskim. A ogólnie chodziło o to by obecni tam ludzie zaatakowali drużynę "zła wcielonego". Oczywiście nikt nie był zainteresowany ich ofertą. Znudzony starszy Asakura już miał przywołać ducha ognia, gdy ktoś go zatrzymał.
-Daj mi się nimi zająć- szepnęła Yami.
Hao widząc niebezpieczny błysk w jej oczach odsunął się na bok. Yoh zauważył jak czarnowłosa posyła mu "oczko".
-Gdzie wasza broń Marco? Czyżbyście stali się pacyfistami?-rzuciła jakby od niechcenia demonica.
Białe kubraki zaczęły się gotować ze złość.
-Podobno ktoś wam ukradł wasze pukawki.
-Skąd wiesz?!- wrzasnął Blondyn
-Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej- zaśmiała się wężooka.
-To że nie mamy naszej świętej broni nie znaczy że Cię nie pokonamy!
Yami ziewnęła i wystawiła rękę przed siebie. Ogień otoczył ją i X-Laws. Demonica sterowała żywiołem dłonią. Powaliła m.in. Denbata i Venstara. Anioły próbowały bronić swoich szamanów, ale bez medium słabo im szło.
-Czy te se z nas żarty robisz. Taka prosta kontrola ducha u tak silnej szamanki?- zakpił Cebin.
Yami zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
-Wykonujesz ją na bransoletkach. Wystarczy że je zerwiemy!
Nagle płomienie znikły. Yami stała tak po prostu i lekko się uśmiechała. Wzruszyła ramionami, a potem wyrzuciła prawą rękę do góry.
-Szybko rozpracowałeś moją sztuczkę, ale nie jedyną.
Wtedy w powietrzu pojawiła się wielką ognista łapa, jednak nie należała ona do SoF'a.
-Poznajcie mojego ducha!-krzyknęła.
Nagle zaczęła pojawiać się reszta płomiennego stwora. Miał on złotą sierść,  która paliła się w niektórych miejscach. Czerwone połyskujące oczy i dziewięć ogonów. Bestia rozbiła anioły i wyrzuciła X-LAWS za wioskę, potem od razu zniknęła. Yami odrzuciła włosy do tyłu jak modelka na wybiegu. Szamani w ciszy przetwarzali informacje. Demonica natomiast odeszła razem ze swoją grupą. Yoh odprowadził ich wzrokiem. Po chwili wbił spojrzenie w ziemie. Już nie wiedział kim są ludzie z którymi ma do czynienia. Zagubił się całkiem.

piątek, 3 kwietnia 2015

11. Ważny sekret Yami

Hejka! To znowu ja! Po pierwsze coś o notce. Mam nadzieję że nie wyszła mi zbyt tandetnie, bo jest to jedna z ważniejszych notek. :/ Po drugie. Z okazji świąt Wielkanocnych chcę życzyć Wam szczęścia, zdrowia, pomyślności i ... dużo weny! :D No ale nie będę się rozpisywać.

To taki mały świąteczny bonusik.
A teraz miłego czytania! ^^


Przemierzali miasto wolnym krokiem. Yami uważnie się rozglądała. Yoh podążał za nią z pochyloną głową. Demonica sięgnęła do torby i wyciągnęła pędzel, który był zamoczony w czerwonej cieczy. Słuchawkowy miał nadzieję że to była farba, a nie krew. Dziewczyna przejechała pędzelkiem po plakatach, które mijali. Dopiero teraz Asakura zorientował się że cała ściana po ich prawej stronie jest po obklejana plakatami X-Laws. Byli na nich Marco i Jeanne, zachęcający do przyłączenia się do tej ich sekty.
-"Takie drobiazgi strasznie ich denerwują"- Yoh usłyszał w głowie głos dziewczyny.
Słyszał on o umiejętności telepati, ale nigdy się z nią nie spotkał.
Szli jeszcze przez chwilę, aż nagle zobaczyli białe kubraki. Wszyscy siedzieli przy stolikach przed kawiarenką i zawzięcie o czymś rozmawiali.
-"Są wściekli za ten mój numer!"- tym razem jej wiadomość była ubarwiona charakterystycznym chichotem.
Szamanka przyśpieszyła kroku, a Yoh razem z nią. 
-Teraz masz chwilę na wymyślenie czegoś-szepnęła do niego Yami i z zaskakującą prędkością zniknęła w tłumie. 
Zdezorientowany Asakura nie wiedział co ma robić. Po chwili wpadł mu do głowy pewien pomysł. Na kuckach zakradł się do Cebina. Dziwił się że nikt go nie zauważył. Oni rzeczywiście mają klapki na oczach. Gdy członek wapniaków chciał wziąć łyka herbaty, szatyn szarpnął za jego krzesło. Skutek był taki, że wciąż jeszcze ciepły napój wylał się na mężczyznę. Ten zerwał się z miejsca, odsłaniając oprawcę. Pobratymcy Cebina wstali, gotowi pomóc towarzyszowi. Wystraszony Yoh zaczął się wycofywać. Nie wiedział co robić, ponieważ dotychczas działał pod wpływem impulsu. Na szczęście nie był sam. Z pomocą przyszła mu Yami, która pociągnęła Larcha za płaszcz. Brunet wylądował z impetem na ziemi.
-"Wiejemy!"
Na odchodnym demonica rzuciła kulkę do paintballa, która rozbiła się na stole i ochlapała farbą Meene i Denbata. Dwójka szamanów już miała zniknąć między ludźmi, gdy dziewczynę ktoś zatrzymał. Venstar trzymał jej torbę i zaczął ciągnąć do siebie. Yami wydała z siebie krótki i wysoki pisk. Kopnęła mężczyznę w piszczel, a gdy ten ją puścił, pognała za towarzyszem. Na szczęście udało jej się zniknąć z pola widzenia X-laws. Razem z Yoh poszła na niedużą polankę, by odpocząć. Wciąż jeszcze się śmiejąc, rozłożyli się na trawie.
-Nie spodziewałam się że to ty zaczniesz.- Demonica była pod wrażeniem działania Asakury.
-To był impuls. Nie myślałem co robi.- przyznał się Yoh. - Ale czemu nie użyłaś na przykład mocy powietrza, albo jakiejś innej ze swoich technik by odepchnąć Venstara? Mógł cię złapać!
Yami nagle spuściła wzrok. Ta reakcja nieco zbiła z tropu szatyna.
-Ja...-zawahała się.- Nie chciało mi się.
Słuchawkowy wyczuł dziwne zdenerwowanie w jej głosie. Pochylił się lekko, by spojrzeć w oczy dziewczynie. Jej czerwone paczałki były niebezpiecznie mokre.
-Yami, co się stało? Powiedziałem coś nie tak?- chłopak coraz bardziej się martwił.
-Yoh, ja muszę to komuś powiedzieć-wyszeptała.- Obiecaj że nikomu nie powiesz! Nawet Annie i przyjaciołom!
Demonica bardziej przypominała spłoszone zwierze niż siebie. Zdziwiony szaman przytaknął po chwili wahania. 
-Ja nie mogę korzystać z gwiazdy jedności. To jest dla mnie równoznaczne ze śmiercią.
Z każdym kolejnym słowem jej głos cichł. Końcówka jej wypowiedzi była ledwo słyszalna.
-Jak to? Myślałem że jesteś tak silna jak Hao.- Asakura rozumiał coraz mniej. 
Na początku mówią mu że to koniec świata, a potem okazuje się że jednak chyba nie. To było bezsensu. 
-Gdybym była stuprocentową szamanką byłabym tak silna jak ci mówił Silva. Przez to że jestem w połowie demonem w mojej duszy wystąpił konflikt. Powiedz jaki żywioł kojarzy ci się z księżycem?
Szaman zastanowił się chwilę po czym powiedział że woda. Yami pokiwała głową ze zrozumieniem, następnie spytała czy wie co to żywioł wrodzony. Niestety z takim terminem się nigdy nie spotkał. Demonica wzięła jego dłoń. Po chwili na jego nadgarstku zaczęły pojawiać się czarne ślady, które uformowały się w trzy zawijasy. Symbol powietrza. Wystraszony chłopak aż odskoczył do tyłu.
-Ty jesteś powietrzem, a ja ogniem, choć powinnam być wodą. Mój ojciec przekazał mi część swojej mocy bym stała się gwiezdnym demonem czystej krwi. Haczykiem był natomiast mus pozbycia się szamaństwa. Nie przyjęłam swojego przeznaczenia i stworzyłam tym konflikt w mojej duszy. Dlatego nie mogę używać tak zaawansowanej i związanej z szamaństwem techniki jak gwiazda. Moje moce demona blokują przepływ foryoku, a jego nagromadzenie może mnie zabić- dziewczyna wytłumaczyła ze smutkiem.
Yoh jeszcze przez chwilę przetwarzał wszystkie informacje. Musiał na spokojnie wszystko przyswoić, by zrozumieć. Czyli ciągle miał do czynienia z w sumie nie tak groźną osobą. 
-Czemu mi to mówisz? Nie boisz się?
-Czuję że mnie nie zdradzisz. Ufam ci. Poza tym ciężko jest żyć z czymś takim jako sekretem.
-Hao o tym wie?- zapytał po chwili.
Czerwonooka skinęła natychmiast głową.
-Wie i rozumie mnie, nie przeszkadza mu to. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.- Uśmiechnęła się ciepło.
Chłopak jednak spoważniał. Odwrócił od niej wzrok i spojrzał na drzewa po prawej.
-Ktoś taki jak on nie potrafi się przyjaźnić- rzucił nienawistnie.
-Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz pojęcia!- warkęła dziewczyna. - Nie znasz go i nie możesz oceniać!
Szamanka wstała i otrzepała się. Spojrzała na szatyna ze współczuciem. Uśmiechnęła się do niego promiennie.
-Jesteście tak samo uparci-zaśmiała się.- Musielibyście się poznać.
Słuchawkowy podniósł się do siadu i chciał wyrazić swoją opinię, ale było za późno.
-Do zobaczenia i dziękuję Yoh. Pamiętaj co mi obiecałeś.- powiedziała czarnowłosa i zniknęła w płomieniach.
Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem i opadł na trawę. Właśnie uświadomił sobie że nie wie w której części lasu się znajduję. Z jękiem podniósł się i zaczął szukać drogi do miasta.

Około godziny szesnastej, ktoś zapukał do drzwi wesołej gromadki. Anna pogoniła Mantę by otworzył przybyszowi. Maluch niechętnie poszedł wykonać polecenie. Jaka była jego radość gdy zobaczył Yuki. Gdy mięli gości, Anna nie była dla nich taka surowa. Przy nogach czarnowłosej siedział mały, biały szczeniak. Wesoło merdał ogonkiem. Blondynek zaprosił przyjaciółkę do środka. W salonie wszyscy wesoło ją przywitali. Szamanka zasiadła do stołu. Zaczęły się rozmowy. Gdy jednak poziom decybeli w pomieszczeniu równał się z tym ze stadionu podczas gola, Kyoyama postanowiła interweniować. Uciszyła wszystkich jednym, krótkim poleceniem. "ZAMKNĄĆ SIĘ!". Wszyscy potulnie spuścili głowy na znak pokory. Dopiero po chwili odważyli się wrócić do rozmów. Ren myślał od chwili nad pewnym pytaniem, aż postanowił je zadać.
-W jakiej ty właściwie jesteś drużynie jesteś?
Dziewczyna spojrzała ciekawsko na chińczyka. Jego złote oczy i przenikliwe spojrzenie, konkurowały z głębią i tajemniczością jej czarnych jak bezdenne studnie paczałek. Yuki zaczęła bawić się resztką napoju w swojej szklance.
-Czy to ważne?-mruknęła po chwili.
-Dla mnie ważne!
-Jesteś trochę zbyt dociekliwy, wiesz? Tao?-uniosła na niego spojrzenie, którego szamani nigdy u niej nie widzieli. Było dziwnie tajemnicze i przypominało wzrok drapieżnika. Yoh aż cofnął się na krześle. Pamiętał to spojrzenie, tylko skąd.

niedziela, 29 marca 2015

10. Kaptur ujawnia tożsamość + LBA

Cześć to znowu ja! Pewnie jak można się domyślić po tytule dostałam nominację do LBA. Serdecznie dziękuję Palinie za nominację. A teraz przejdę do zasad lba. Kto nie chce czytać może od razu przejść do notki. Każdy chyba wie na czym to polega, ale na wszelki wypadek napiszę.  Nominację dostaje się od innego blogera, odpowiada się na 11 pytań, nominuje 11 kolejnych osób i zadaje im się także 11 pytań. A teraz pytania!

1. Lis czy wilk?
-Oczywiście wilk na pierwszym miejscu, a lis tuż za nim a drugim. Na trzecim natomiast mam konie i koty.

2.Czytasz mojego bloga?(odpowiedz szczerze)
-Jeszcze się pytasz! No oczywiście!
3.Jak byś miała zamienić się w zwierze to co to by było za zwierze XD?

-Wilk! *Q*
4. Masz rodzeństwo? Jak tak to ile ma lat?
-Mam starszego brata, (który nie wie o tym blogu) a co do wieku to powiem że jest o kilkanaście lat starszy.

5.Polsat czy TVN?
-Ten na którym leci coś fajnego.

6.Kredki czy flamastry?
-Jeśli z flamastarmi to kredki, a jak z markerami to markery.^^ Mam nadzieje że wiadomo o co mi chodzi.
7.Wampiry czy wilkołaki?
-I tu mam problem. Lubie i jedne i drugie. Wampiry za to że w simsach tyle potrafią, a wilkołaki to wkońcu wilczki!
8.Kolor którego nienawidzisz?
-Różowy. Nie trawie go. -.-
9.Szczęśliwa liczba?
-13!
10.Kiedy założyłaś bloga?
-18.01.2015r.
11.Ile masz lat?
-W kwietniu będzie stuprocentowa czternastka, bo na razie jest tylko rocznikowo.


No to teraz moje nominacje:
Marcia Kyoyama

Katerina Redbird
Spokoyoh
Anna-medium
Majo Kurocho
Ksionsze Szystkiego


Pytania:
1. Ulubiony owoc?
2. Ulubione zwierze?
3. Pop czy Rock?
4. Lubisz czekoladę?
5. Od kiedy piszesz opowiadania?
6. Filmy przygodowe czy horrory?
7. Masz jakieś zwierzątko?
8. Jeśli tak to jakie, jeśli nie to jakie chciałabyś mieć?
9. Onet czy blogspot?
10. Koty czy psy?
11. Co skłoniło cię do założenia bloga?


A teraz do rozdziału!^^


Nasi szamani stali jak oniemiali. Jednak w pewnym momencie pojawił się obok nich duch który wyraźnie pokazał im że jeśli nie wrócą do treningu to gorzko tego pożałują. Więc bez zbędnego ociągania ruszyli przed siebie. W pewnej chwili Yoh poczuł coś dziwnego. Spojrzał w prawo i zobaczył biały kaptur przemykający między ludźmi.
-Pobiegam dzisiaj inną trasą-rzucił i zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować zniknął w tłumie. Horo z Renem spojrzeli na siebie zdziwieni. Jednak nic nie mówili tylko biegli dalej.
Yoh pędził przed siebie, gdy miał już na widoku tajemniczą postać zwolnił. Po dłuższej obserwacji dostrzegł iż ta osoba rozgląda się nerwowo a do tego... trzęsie? Wtedy obróciła głowę tak że słuchawkowy szaman dostrzegł błysk czerwonych oczu. Coś mu zaświtało. Przyśpieszył i gdy był dość blisko chwycił zakapturzoną postać i pociągnął do zaułka. Jak się okazało powodem drgawek był śmiech. Dziewczyna (co Yoh stwierdził po dźwięcznym chichocie) będąc pewna że nikt jej nie widzi wybuchła niepohamowanym rechotem. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, lecz po chwili przypomniał sobie cel tej akcji.
-Yami... wiem że to ty.-mruknął
Demonica podniosła na niego wzrok pełen dzikiej radości. Ściągnęła kaptur i roztrzepała lekko włosy, które nie wyglądały najpiękniej po ciągłym przebywaniu pod nakryciem głowy. Teraz Yoh mógł jej się dokładnie przyjrzeć. Sportowe ciuchy, włosy do łopatek i zadziorna mina. Gdyby nie oczy wyglądała by jak zwykła nastolatka.
-O co chodzi?- przerwała ciszę przy okazji szperając w torbie.
-Ja...-zawahał się na chwilę.- Chce wiedzieć po co to robisz?
Dziewczyna podniosła na niego zaciekawione spojrzenie.
-Po co ich drażnię?-bardziej stwierdziła niż spytała.- To raczej proste... Dla zabawy.
Asakurę prawie zwaliło z nóg podejście dziewczyny. To co robiła nie było zbyt mądre, w końcu X-Laws to najwięksi psychole w mieście. Jednak trzeba było wziąć poprawkę na to że Yami jest demonem i to piekielnie silnym, a za sojusznika ma najsilniejszego szamana na świecie. Raczej nie mieli się czego obawiać.
-Chcesz spróbować?- zagadnęła
Yoh spojrzał na nią zdziwiony, po czym niepewnie pokręcił głową. Szamanka uśmiechnęła się przebiegle.
Jej spojrzenie wyraźnie mówiło "Wiem że chcesz". Po chwili wepchnęła w jego ręce szarą bluzę i chustkę, które wyciągnęła z torby. Szatyn niepewnie założył wszystko na siebie. Nie wiedział czy na pewno dobrze robi towarzysząc demonicy w jej zabawie, ale był niezwykle ciekaw, czy to naprawdę takie fajne. Czarnowłosa chwilę się mu przyglądała po czym naciągnęła mocniej chustkę którą chłopak miał na twarzy.
-Jak mnie poznają to pół biedy. Gorzej jeśli ciebie, nie dadzą ci spokoju-wyjaśniła z lekkim uśmiechem.
Słuchawkowego zdziwiło podejście dziewczyny. Myślał że nie obchodzi ją to co go spotka. Lepiej, że będzie się cieszyć z jego nieszczęścia.
-Jesteś moim rywalem, a nie wrogiem. Nie chce dla ciebie źle, do czasu pojedynku. Poza tym gdybym coś ci zrobiła to Hao byłby na mnie zły-powiedziała wczytując się w myśli chłopaka.
Szaman kiwnął głową ze zrozumieniem. Demonica wyjrzała na ulice i zwróciła się do szatyna.
-Ruszamy...







piątek, 20 marca 2015

9. Kolejna akcja kaptura

Hejka! To znowu ja. Dzisiejszy dzień wiosny i zaćmienie podsunęły pomysł na pewny rysunek, gdy byłam w szkole. Jeśli dzisiejszy dzień można było nazwać dniem szkoły, ponieważ do południa mieliśmy coś jakby apel z konkurencjami, więc nie musiałam nic robić i wymyślałam rzeczy na bloga. A wy oglądaliście zaćmienie? Jak dla mnie było całkiem fajne. No dobra nie będę się rozpisywać i przejdę do rozdziału. Dzisiejszą notkę dedykuję Spokoyoh, za komentarze i za tą komendę dla szczeniaka. Yuki dołoży wszelkich starań, by Hati się jej nauczył. ^^


W obozie ze miasteczkiem/dużą wiochą (niepotrzebne skreślić) dziewczyna ze zwierzęcymi oczami przygotowywała plik kartek by pokazać je reszcie. W końcu dumnie wszyła z namiotu i z wrednym uśmiechem podała jedna kartkę swojemu przyjacielowi. Chłopak chwycił ów obiekt. Zaśmiał się pod nosem, gdy zobaczył treść. Dziewczyna podała je jeszcze koleżankom które pokazały reszcie obozowiczów. Wszystkim pomysł na jaki wpadła dziewczyna wydawał się ciekawy.
Następnego dnia Yoh i przyjaciele znowu zostali wygonieni na trening, a raczej wykopani i to dosłownie. Zaczęli jęczeć o to by Kyoyama im darowała. Za powód podawali możliwość padnięcia ofiarą zakapturzonego szamana. Anna straciła cierpliwość, jednym sprawnym kopnięciem wywaliła ich za drzwi. Jedynie Choco udało się uniknąć ataku, ale zaraz sam wyskoczył przez okno. I tyle ich widzieli. Gdy tak odbywali swoją karę i pytali niebiosa za jakie grzechy muszą to znosić, coś zaczęło spadać z nieba. Były to kartki, a raczej zdjęcia. Zdjęcia X-Laws po wczorajszym przekręcie. Teraz każdy mógł to zobaczyć. Zaczęli rozglądać się skąd ów fotografie lecą. Na dachu (a jakże ^^) stała zakapturzona postać i z pomocą swoich wrednych glutów... znaczy przesłodkich duszków ^^'' rozrzucała zdjęcia. Nagle na dachu nie wiadomo jak i kiedy znalazły się ofiary paskudnego psikusa. Od razu ruszyli do ataku ubarwiając go serią wyzwisk i gróźb. Szaman zaczął uciekać po dachach. Gapie obserwowali to z zapartym tchem. Większość była po stronie kaptura, ponieważ on jako pierwszy wypowiedział wapniakom oficjalną wojnę. Niektórzy jednak mieli co do tego wątpliwości, mimo wszystko nie znali jego prawdziwych zamiarów. Zakapturzony ludek wbiegł na wieżyczkę po ścianie. Była to wieżyczka kościoła (taka jak w pierwszej części Assasin's Creed).

Gdy był już na samej górze dogoniły go białe kubraki. Byli pewni że w końcu dorwą tego drania. Już wyobrażali sobie całą sytuacje i to co z nim zrobią. Będzie to przestroga dla innych by nie zadzierali z X-Laws. Jakież było ich zdziwienie, gdy ich ofiara po prostu im zasalutowała i ruciła się w dół. Zdezorientowani psychole podlecieli do krawędzi zobaczyli spadającego kapturka w pozycji leżące na plecach. Stojący na dole ludzie nie wiedzieli co robić. Łapać? Zostawić? Czy może udawać że nic się nie wie i zdziwić się dopiero po zderzeniu z ziemią. Wapniaki zadowoleni że ich wróg sam sobie karę wymierzył stali dumnie i czekali aż się zabije przy upadku. Niestety (a może stety) zakapturzony człowiek miał inne plany niż bliskie spotkanie z ziemią. Jakieś dwa metry nad ulicą znikł w biało szarych iskrach. To był naprawdę niezły wyczyn. W końcu coś mogło pójść nie tak a wtedy może nawet Faust by go nie poskładał.


Mam nadzieję że rozdział się podobał. A na zakończenie obrazek. To o nim wspominałam wcześniej.

poniedziałek, 16 marca 2015

8. Tajemniczy szaman

Na początek przepraszam! Notka miała być najpóźniej wczoraj, ale wyleciało mi z głowy. T.T   Ta notka jest troszkę dłuższa od pozostałych. Mam nadzieję że wam się spodoba! Rozdział dedykuję Marci, za to że komentuje każdą moją notkę, dziękuję! A teraz miłego czytania!


Następny dzień. Słońce niemiłosiernie grzało, a szamani szukali jakiego kolwiek miejsca gdzie mogliby się schować. Wesoła gromadka Yoh siedziała w barze Kalima. Wszyscy odpoczywali po treningu Anny. Jakby nie mogła im w taki gorąc darować. Niestety to właśnie jest Anna, nie odpuści. Wtedy usłyszeli czyjś krzyk.
-Zabierz ty ode mnie tego kundla dziewucho!- podniósł głos jakiś mężczyzna
Przed nim stałą dziewczyna z czarnymi włosami i takimi samymi oczami. Właśnie podnosiła z ziemi białego szczeniaka.
-Niech pan tak nie krzyczy, bo będzie pan mi płacił za weterynarza jak mały ogłuchnie!- odgryzła się dziewczyna
Mężczyzna z obrażoną miną odszedł. Yoh i ekipa przyglądali się z zaciekawieniem temu zajściu. W końcu Asakura zdecydował się podejść do dziewczyny.
-Hej! Co się stało- zapytał.
-A nic. Tylko ten dupek się czepia mojego Hati*- odpowiedziała lekko oburzona
-To twój psiak?- zaciekawił się.
-Tak- odparła z uśmiechem.
-Chodź przysiądź się do nas-zaproponował.- A tak w ogóle nazywam się Yoh.
-Yuki.
Dziewczyna została poznana z resztą gromady. Bardzo ją polubili. Była żywiołowa, wygadana, z poczuciem humoru i potrafiła przywalić. Przekonał się o tym Ryu i chyba wiecie czemu. Ogólnie było bardzo fajnie. Postanowili że Yuki przyjdzie do nich następnego dnia po południu. Pożegnali się i rozeszli.
Pod wieczór Anna zarządziła drugą serię ćwiczeń. Na początek szamani mieli zrobić 300 kółek wokół Patch. Mimo zmęczenia wszyscy śmiali się i żartowali. Nagle jakaś zakapturzona postać wpadła między nich i popędziła w alejkę. Zdezorientowani szamani popatrzyli na siebie. Zaraz zza rogu wypadli X-Laws. Twarz ich blond lidera była wymalowana flamastrami w kolorowe wzorki.
-Gdzie jesteś ty plugawy śmieciu?!- wrzasnął Marco.
Wszyscy zaczęli się rozglądać. Wtedy zobaczyli na dachu ów zakapturzoną postać. Wykonała ona kilka gestów rękami. X-Laws zostali otocznie przez małe duszki Shikigami. Jeden ruszył na Marco i ściągnął mu okulary, przez co blondyn nic nie widział. Inne związały Denbatowi i Cebinowi sznurówki razem. Natomiast Venstara pociągnęły do tyłu za płaszcz przez co zaliczył bliskie spotkanie głowa-ziemia. Cali czerwoni ze wstydu postanowili się wycofać, rzucając cały czas wiąskami gróźb w stronę zakapturzonego szamana. Gdy białe kitle odeszły ich oprawca wyszedł z ukrycia. Stanął na widoku na dachu i ukłonił się nisko. Wszyscy zebrani zaczęli klaskać i wiwatować. Nikt w wiosce nie lubił tych idiotów. Robili rozróby bez powodu i w ogóle byli jacyś obłąkani. Po chwili tajemniczy szaman znikł w białych iskierkach.
Po powrocie z treningu nasi szamani opowiedzieli zaistniałą sytuację Annie i reszcie. Żałowali że nie mają zdjęć tych przygłupów. Chłopacy przegadywali się ciągle wspominając ten świetny kawał. Anna natomiast siedziała popijając herbatę i nieobecnym wzrokiem patrzyła się przez siebie. Ją nie interesowało zbytnio jak świetny musiał to być kawał, a kto to zrobił. Musiał być to ktoś, kto zna się chociaż trochę na zaklęciach. Z tego co usłyszała używał zakładając on liściastych shikigami. Nawet teraz Yoh nie umie ich przywołać dostatecznie dużo by się komuś naprzykrzyły. Do tego dochodzi jeszcze teleportacja. Wiedziała że każdy szaman ma swój design tej techniki. Hao na przykład znika w płomieniach, ten ktoś teleportował się wśród białych i srebrnych iskier. Nie znała nikogo, kto robiłby to w ten sposób. Pierwsza osoba która jej sie skojarzyła z tymi kolorami była Jeanne. Ale to bez sensu. Nie zrobiła by czegoś takiego swojej drużynie. Wciąż pozostało pytanie: kto?
-Hej Anna!- Z zamyślenia wyrwał ją głos Horo.- Co jest?
-Ehh... Myślę kto to mógł być- odpowiedziała po chwili.
-Na pewno ten ktoś musiał co nieco umieć- stwierdził Manta.- W końcu przywołał shikigami i się teleportował.
-Odkrycie!-pomyślała Anna.


*Hati - w mitologi nordyckiej wilk goniący i podgryzający Mániego - księżyc.